Heavy Metal, Power Metal, Glam Metal, Melodic Metal, Hard Rock, AOR...


niedziela, 31 grudnia 2023

MAGDALLAN - End Of The Age (1999)


Moja ocena: 10/10
Debiut tejże grupy to było ponadczasowe i ponadidealne arcydzieło, zabierające słuchaczy we wspaniałą podróż po wielu odcieniach rocka, od AOR, hard&heavy, po shred, hair metal i progresję! Tym razem jest tak samo! Chrześcijańska grupa MAGDALLAN dokonała kolejnego wielkiego arcydzieła! Fani tejże wspaniałej formacji musieli na nie troszkę poczekać, ale opłaciło się bowiem, zespół stworzył coś, co naprawdę ciężko zapomnieć. Jest to jedna z tych płyt, które śmiało mogę polecić już na samym początku recenzji! Tu nie ma słabszych utworów czy wypełniaczy, jest tylko genialna muzyka, doskonale wykonana i równie doskonale brzmiąca. Urozmaicony materiał zaskakuje tu swoją różnorodnością z utworu na utwór, przy czym wszystko jakimś cudem jest naprawdę spójne i konsekwentne! To jest mistrzostwo, prawdziwy geniusz, dlatego nie przeciągając, zapraszam do zapoznania się z perłami Chrześcijańskiego rocka, które tworzą ten doskonały muzycznie krążek. Album od razu zaczyna się z czadem od rozpędzonej, ale i bardzo chwytliwej kompozycji heavy metalowej pod tytułem "End Of The Ages". Ten wspaniały kawałek mogą już Państwo kojarzyć z poprzedniej płyty zespołu. Tę wspaniałą galopadę, opartą na genialnych riffach gitarowych, wspartych dodatkowo wspaniałym shreddingiem gitarowym! A dalej jest równie ciekawie, grupa prezentuje bowiem przebojowy hard rockowy utwór pod tytułem "Caves Of Hercules". Następnie przechodzimy do znanej nam już z debiutu, przebojowej hard rockowej kompozycji pod tytułem "Big Bang". Hard rock miesza się tu z wirtuozerią, progresywnym geniuszem tworząc razem coś niesamowicie ciekawego i naprawdę zapadającego w pamięci. Po wszystkim przechodzimy do łagodniejszych brzmień wraz z balladą inspirowaną twórczością grupy MR. BIG pod tytułem "Soul Child". Jest to drugi nowszy, kawałek na tym wspaniałym krążku. Zaraz po nim powracamy do starszych kompozycji wraz z wirtuozerkim utworem hard&heavy pod tytułem "Dome Of The Rock". Jest to wspaniała mieszanka prawdziwego czadu, ze wspomnianym już tu muzycznym geniuszem! A na tym nie koniec naprawdę świetnej muzyki, kolejnym rewelacyjnym utworem, który zdążyliśmy, już wcześniej poznać jest przebojowy melodyjnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Love To The Rescue". Tych starszych kompozycji jest tu trochę, ale tak wspaniałe przebojowe granie, można sobie przypominać w kółko i ono naprawdę nigdy się nie znudzi. Te ponadczasowe riffy, te wirtuozerskie solówki, które brzmią na tej płycie niemalże kosmicznie. Ta hair metalowa przebojowość! Coś wspaniałego! Tego się nie da opisać słowami, tego trzeba po prostu posłuchać. Kolejną znaną z debiutu, ale naprawdę piękną kompozycją jest ballada pod tytułem "House Of Dreams". Do nowszych utworów, których nie znamy z poprzedniego krążka, należy z kolei rockowy utwór pod tytułem "Revolution Mind". Jest to bardzo ciekawa i przyjemna dla ucha kompozycja, w optymistycznym klimacie. To wszystko sprawia, że cała płyta jest naprawdę przebojowa, a słuchanie jej to wspaniała zabawa i prawdziwa przyjemność. Następnie nadszedł czas na nieco spokojniejszą kompozycję w postaci naprawdę ładnej ballady pod tytułem "Bourbon Way". Jest to także kolejny nieznany z poprzedniej płyty utwór. Te nowsze kompozycje wraz z tymi starszymi, już bardziej znanymi doskonale się uzupełniają, tworząc razem doskonałą ponadidealną całość. Tak jak wspomniałem materiał, na tej płycie jest naprawdę urozmaicony, a jednak całość jest naprawdę spójna i konsekwentna. Po wysłuchaniu tych wszystkich dotychczasowych kompozycji zespół postanowił uraczyć słuchaczy jeszcze bonusowymi utworami z niewydanego dotychczas materiału demo. I to jest przykład, jak powinno brzmieć naprawdę, doskonałe, ponadidealne demo. Jego produkcja prawie w niczym nie ustępuje innym nagraniom! Dlatego słuchanie tego demonstracyjnego materiału jest taką samą przyjemnością. Z demo pochodzą następujące utwory. Pierwszym z nich jest melodyjny utwór hard&heavy pod tytułem "Tumblin' Down". Zaraz później grupa zaprezentowała przebojowy hair metalowy utwór pod tytułem "Long Way To Paradise". Słuchając tak wspaniałych kompozycji, naprawdę ciężko nie pokochać tejże płyty i ukryć zachwyt! Dla fanów prześlicznych ballad AOR muzycy przygotowali z kolei utwór pod tytułem "Give All To Love". Tak jak wspomniałem na początku tej recenzji, tu nie ma słabszych utworów, są tylko wspaniałe ponadczasowe i ponadidealne arcydzieła! Dowodzi tego także i glam metalowa kompozycja pod tytułem "Golden Town". No, jeśli chodzi o brzmienie, to w tym przypadku, troszkę z początku ostaje od reszty, ale po chwili znów jest rewelacyjnie! Ciężko także nie docenić wspaniałej melodyjnie hair metalowej kompozycji pod tytułem "Danger In Your Eyes". Ten demonstracyjny materiał, sprawia, że i tak ten bardzo ciekawy krążek, jest jeszcze lepszy i jeszcze ciekawszy! A to jeszcze nie koniec, choć początkowo nieco słabiej brzmi utwór "Walkin' On The Edge", to także i on zalicza się do wspaniałych ponadczasowych arcydzieł melodyjnego hard rocka. Całość kończy jeszcze przebojowa hard rockowa kompozycja pod tytułem "Strange Fascination". Po wszystkim pozostaje ogromny niedosyt na więcej tak wspaniałej muzyki. Prawdziwa perła Chrześcijańskiej muzyki hard&heavy!
Album nagrano w składzie:
Ken Tamplin - Wokal (JOSHUA PERAHIA, ANGELICA, SHOUT, TAMPLIN AND FRIENDS, TAMPLIN, IMPELLITTERI, KEN TAMPLIN, LAUDAMUS, LIBERTY 'N JUSTICE, DAIZE SHAYNE, PASTOR BRAD, GREG X...)
Philip Bardowell - Wokale (LANNY CORDOLA, MAGDALEN, THE CHILDREN OF ZION, TEDDY ANDREAS, CHAOS IS THE POETRY, ODD MAN OUT, LAUDAMUS, UNRULY CHILD, KEN TAMPLIN AND FRIENDS, PHILIP BARDOWELL, AOR, PLACES OF POWER, N.O.W., C.T.P., CHASING VIOLETS...)
Lanny Cordola - Gitara (GIUFFRIA, HOUSE OF LORDS, SHOUT, DORO, TAMPLIN AND FRIENDS, LANNY CORDOLA, MAGDALEN, LANNY CORDOLA AND GARY THOMAS GRIFFIN, SHACK OF PEASANTS, JAZZ TRIO, SHADES OF BLUE, THE CHILDREN OF ZION, LA RUE, CHAOS IN POETRY, PAUL SHORTINO'S THE CUTT, FREDDY CANNON, KEVIN GALES, NANCY SINATRA, SANDRA STEPHENS, JASON ALLEN RICH...)
Brian Bromberg - Gitara basowa (STAN GETZ, JOE FARRELL & PAUL HORN, RICHIE COLE, THE BOB RAVENSCROFT JAZZ TRIO, L.A. JAZZ QUINTET, PAUL HORN STAN GETZ JOE FARRELL, DAVE GRUSIN, BRIAN BROMBERG, LA CONNECTION, TONY GUERRERO, ANITA O'DAY, LEE RITENOUR, MARY YANDALL FEATURING THE GORDON BRISKER BAND, BILLY COBHAM, TOOTS THIELEMANS, KAZU MATSUI, PAUL HORN, MARIO GRIGOROV, KENNY RANKIN, TAEKO ONUKI, NINO TEMPO, YOSHIKO GOSHIMA, GONZALO RUBALCABA DENNIS CHAMBERS BRIAN BROMBERG, DAVID BENOIT GREGG BISSONETTE BRIAN BROMBERG, PHE CULLEN, LALO SCHIFRIN, MIKE MELVOIN, ORNA, THE RANDY WALDMAN TRIO, MICHAEL BUBLÉ, MIKE MELVOIN, ORNA, THE RANDY WALDMAN TRIO, RICK MUCHOW, JEFF KASHIWA, MARILYN SCOTT, RENEE OLSTEAD, COREY ALLEN, CHRIS BOTTI, JB PROJECT, MICHAEL LINGTON, ALAN BROADBENT, KAREN BLIXT, JEFF LORBER, LES SABLER, STEPHEN BISHOP, STANLEY CLARKE, MARC SHAIMAN, KAROLINA NAZIEMIEC, ANDREA BOCELLI, GEORGE KAHN, PATTI AUSTIN, LUCHO GATICA, RON BOUSTEAD, PEGGY DUQUESNEL, TILL BRÖNNER, WENDY MOTEN, DAN SIEGEL, FREDDIE HUBBARD, BOBBY KIMBALL, JOSH GROBAN WITH THE LONDON SYMPHONY ORCHESTRA, CRYSTAL LEWIS, RANDY GOODRUM, NANCY WILSON, RON DEVOUS REVUE, STAN GETZ QUINTET, ANNE WALSH...)
Chuck Wright - Gitara basowa, wokale w tle (GIUFFRIA, QUIET RIOT, KUNI, IMPELLITTERI, HOUSE OF LORDS, TED NUGENT, ANN LEWIS, DORO, TAMPLIN AND FRIENDS, BAD MOON RISING, ATSUSHI YOKOZEKI PROJECT, EYES, PATA, THE CHILDREN OF ZION, TEDDY ANDREAS, CHAOS IS THE POETRY, ALICE COOPER, BLACKTHORNE, MAGDALEN, MURDERER'S ROW, LANNY CORDOLA, GACKT, STUART SMITH, HEAVEN AND EARTH, ODD MAN OUT, PAUL SHORTINO'S THE CUTT, FREDDY CANNON, KEVIN GALES, HANK WILLIAMS, MATT SORUM, AUDREY FOREST, PAT TRAVERS AND CARMINE APPICE, CHRISTIAN TOLLE PROJECT, STEPHEN PEARCY, C.T.P., CHRISTIAN TOLLE PROJECT, STEPHEN PEARCY, C.T.P., BOB KULICK, EISLEY / GOLDY, DEBBY HOLIDAY, DIZZY REED, CHRIS CATENA'S ROCK CITY TRIBE, SAINTS OF THE UNDERGROUND, THE EXILE SOCIAL CLUB, CHUCK WRIGHT'S SHELTERING SKY, DEMONS DOWN, ADLER'S APPETITE...)
Ken Mary - Perkusja (STRIKE, TKO, FIFTH ANGEL, ALICE COOPER, CHASTAIN, DAVID T. CHASTAIN, GIUFFRIA, ACCEPT, HOUSE OF LORDS, BONFIRE, KEN TAMPLIN & FRIENDS, JAMES BYRD'S ATLANTIS RISING, LANNY CORDOLA, BAD MOON RISING, IMPELLITTERI, JORDAN RUDESS, MAGDALEN, PATA, SOUL SHOCK REMEDY, KEVIN GALES, AUDREY FOREST, JASON ALLEN RICH, RANDY HANSEN, KNIGHT FURY, FLOTSAM AND JETSAM, ELLEFSON, JACK RUSSELL'S GREAT WHITE...)
Spis utworów:
1. End Of The Ages
2. Caves Of Hercules
3. Big Bang
4. Soul Child
5. Dome Of The Rock
6. Love To The Rescue
7. House Of Dreams
8. Revolution Mind
9. Bourbon Way
10. Tumblin' Down (unreleased demo)
11. Long Way To Paradise (unreleased demo)
12. Give All To Love (unreleased demo)
13. Golden Town (unreleased demo)
14. Danger In Your Eyes (unreleased demo)
15. Walkin' On The Edge (unreleased demo)
16. Strange Fascination (unreleased demo)

ALLIES - Long Way From Paradise (1989)


Moja ocena: 10/10
Każdy dotychczasowy album tejże grupy był prawdziwym arcydziełem, oczywiście można było zauważyć, że w grupie panowała stopniowa tendencja do zbytniego łagodzenia materiału, ale zawsze było to granie na najwyższym poziomie, z doskonałą produkcją i brzmieniem. Tym razem także mamy do czynienia z prawdziwym ponadczasowym i ponadidealnym arcydziełem, co więcej zespół postanowił zwrócić się tu z powrotem w stronę melodyjnego hard rocka, fani melodyjnego AOR mimo wszystko także znajdą tu sporo ciekawego. Czwarty album grupy ALLIES pod tytułem "Long Way From Paradise" jest więc jeszcze bardziej interesujący od poprzedniego. Dlatego, aby już nie przedłużać, zapraszam do zapoznania się z jego zawartością muzyczną. Już na samym początku witają słuchacza przebojowe brzmienia hard rocka w utworze pod tytułem "Long Way From Paradise". Wszystko dodatkowo urozmaicone ciekawym solo gitarowym i równie ciekawą partią saksofonu. I właśnie tego mi brakowało na poprzednim wydawnictwie, tejże grupy. Tutaj zespół nadrabia hard rockowe zaległości, nie zapominając jednak i o tych którzy pokochali ten zespół za melodyjne utwory AOR, bo właśnie w tym stylu utrzymana jest ballada pod tytułem "Trust In God". Tradycyjnego już dla tej grupy muzycznego piękna i łagodności także tu nie brakuje. Fani AOR i pop rocka będą także zachwyceni utworem pod tytułem "All Day, All Night". Choć jest to nieco łagodniejszy kawałek, to tym razem nie jest to ballada, jeszcze nie. Do pięknych balladowych brzmień powracamy w prześlicznej kompozycji pod tytułem "Take Me Back". Jednak by nie było zbyt miękko, muzycy postanowili powrócić do przebojowych brzmień hard rocka, w lekko bluesowym zabarwieniu pod tytułem "Old Man Down". Umieszczenie tej kompozycji w tym miejscu, było doskonałym posunięciem, dzięki czemu mamy tu ciekawy kontrast, w stosunku do tych łagodniejszych kompozycji. A na tym nie koniec naprawdę świetnego blues rocka, kolejnym utworem w tym stylu jest "Christian Man". Po wszystkim przechodzimy do przebojowej hard rockowej kompozycji pod tytułem "Devil Is A Liar". Gitarowych brzmień naprawdę tu nie brakuje. Dopiero po tym utworze muzycy zdecydowali się zamieścić kolejny łagodniejszy utwór pod tytułem "I Wanna Be Like You". Po wszystkim przechodzimy do lekko musicalowego utworu który, nie bardzo pasuje mi do reszty repertuaru, nosi on tytuł "Walk With Me Silent". Od taki żarcik muzyczny, nawet ciekawy. Takie brytyjskie granie. Już niemalże na sam koniec grupa pozostawiła jeszcze rockowy utwór, pod tytułem "Rock Of Salvation". Całość kończy jeszcze dancingowa ballada stylizowana na lata 50. XX wieku pod tytułem "Crying In The Chapel". Wszystko to razem tworzy naprawdę ciekawy i urozmaicony materiał. Polecam bardzo serdecznie, zwłaszcza fanom melodyjnego hard rocka, pop rocka i AOR. To naprawdę ponadczasowy i ponadidealny album dla wszystkich fanów takiej muzyki.
Album nagrano w składzie:
Bob Carlisle - Wokal, gitara (PSALM 150, GOOD NEWS, DONN THOMAS, JOHN FISCHER, THE SWEET COMFORT BAND, DAVID DIGGS, CONTINENTAL SINGERS, STEVE CAMP, BRYAN DUNCAN, THE HONKETTES, PETRA, BILL BAUMGART, IDLE CURE, MASTEDON, KENNY MARKS, MATTHEW WARD, RAY BOLTZ, MILLIONS & MILLIONS, BOB CARLISLE, MILLIONS & MILLIONS, BOB CARLISLE, SANDI PATTY, MICHAEL ANDERSON, JI LIM, STEVEN CURTIS CHAPMAN, CARMAN, AL DENSON, WAYNE WATSON, THE CHARLIE DANIELS BAND, BILLY THERMAL, ANDRAÉ CROUCH & ALL-STAR CHOIR...)
Randy Thomas - Gitara, wokal (PSALM 150, THE SWEET COMFORT BAND, IDENTICAL STRANGERS...)
Matthew Chapman - Gitara basowa, wokal (CARLA FULMORE, HERITAGE INSTRUMENTALS, JIM MCDONALD, STILL WATERS, DARRELL MANSFIELD, CLASH OF SYMBOLS...)
Tim Heintz - Klawisze (BRYAN DUNCAN, THE MARTIN SHACKLETON FAMILY, GENERAL KANE, IDLE CURE, GIAO LINH, PAUL RUSSO, CRUMBÄCHER, TIM HEINTZ, DALINE JONES, RON ROBBINS ENSEMBLE, CRYSTAL LEWIS, RIC FLAUDING, JON GIBSON, MARK FARNER, BENNY HESTER, LIAISON, FRANK POTENZA, D.O.X., RON ROBBINS, GEORGE SHAW & JETSTREAM, BLOODGOOD, LANNY CORDOLA, DREAM OF EDEN, PENNY FORD, THE NORTHERN LIGHT ENSEMBLE, THE JOHN TESH PROJECT, AL DENSON, AL JARREAU, NORMAN BROWN, AL DENSON, AL JARREAU, RICHARD ELLIOT, JOHN TESH, MAYSA, SEIKO MATSUDA, LEE HOM WANG, SALLY YEH, NISA, DAMIAN, NICK CASTILLO , GEORGE BENSON, WILTON FELDER, АВТОГРАФ, EUGE GROOVE...)
Jim Erickson - Perkusja (KINDRED, PSALM 150, THE HEART OF GOLD BAND...)
Glen Myerscough - Saksofon (ANDRAÉ CROUCH & THE DISCIPLES, JESSY DIXON, DANNIEBELLE, JOHN FISCHER, DANNIEBELLE HALL, JANNY, ANDRAÉ CROUCH, BRUCE HIBBARD, MIDNIGHT, TONY GOODWIN, TOMAS HAGENFORS, BJÖRN J:SON LINDH, GRUNWALD & HILTON, JOHAN LINDELL, LARS MÖRLID, JANNICKE, SHEILA WALSH, GRANLUND, UFFE, OLA MAGNELL, MARIA WICKMAN, EGIL & ARNE, ZZZANG TUMB, INGMAR JOHANSSON, KIKKI, STEFAN NILSSON, SWANTE BENGTSSON, VACKERT VÄDER, ERIC ANDERSEN, LAILA DAHL, CILLA LUNDBERG, MUSIKALEN 777, LEFFE PETTERSSON, ZANA NIMANI, M.P. BAND, BRYAN DUNCAN, CAROLA...)
Spis utworów:
1. Long Way From Paradise
2. Trust In God
3. All Day, All Night
4. Take Me Back
5. Old Man Down
6. Christian Man
7. Devil Is A Liar
8. I Wanna Be Like You
9. Walk With Me Silent
10. Rock Of Salavation
11. Crying In The Chapel

X-SINNER - Peace Treaty (1991)


Moja ocena 10/10
Tym albumem X-SINNER po raz drugi potwierdził, że jest dostarczycielem doskonałych ponadczasowych przebojów, na ponadidealnym poziomie! Tak samo, jak na poprzednim krążku otrzymujemy tu doskonałą muzykę, która naprawdę porywa do wspólnej zabawy, w rytm przebojowych hard rockowo, glam metalowych kompozycji zespołu. Tak samo, jak pierwsza płyta tego zespołu tak i ten album został wyprodukowany przez Johna Elefante znanego z grupy KANSAS. Jak zawsze w przypadku tego muzyka, ale i rewelacyjnego producenta gwarantuje to doskonałą produkcję i ponadczasowe brzmienie wszystkich utworów na krążku. Przyjrzyjmy się im zatem nieco bliżej, ponieważ są one naprawdę warte Państwa uwagi. Krążek zaczyna się od przebojowej hard rockowej kompozycji w stylu AC/DC pod tytułem "Peer Pressure". Grupa od razu informuje swoich słuchaczy, że przez te parę lat od wydania debiutu, nic się nie zmieniło. To jest wciąż ten sam klasyczny X-SINNER. Dowodzi tego także przebojowy hard rockowo, hair metalowy kawałek pod tytułem "Rollin' Thunder". Jest przebojowo i dokładnie tak jak wszyscy fani tego oczekiwali. Chwytliwe riffy bliższe AC/DC, mieszają się z równie chwytliwym hair metalowym klimatem także w utworze pod tytułem "We Need Love". Nowy wokalista Rex Stott po raz kolejny udowadnia, że jest równie doskonały za mikrofonem, jak poprzedni, znany z pierwszej płyty zespołu. Czwartym i równie ciekawym utworem na tym pełnym świetnej muzyki krążku jest hard rockowy "Getch Ya". Znów jesteśmy blisko dokonań AC/DC. Jest więc naprawdę czadowo i ciekawie. Na płycie nie zabrakło jednak i pięknej power ballady pod tytułem "Hold On". Umieszczenie tej bardzo przyjemnej dla ucha kompozycji sprawia, że materiał jest naprawdę urozmaicony muzycznie i przez to jeszcze bardziej interesujący. Na wielką pochwałę zasługują tu także Chrześcijańskie teksty, które dodatkowo uatrakcyjniają ten wspaniały album. A hard rockowo, glam metalowego czadu, także tu nie zabrakło i to już w postaci następnego utworu, pod tytułem "I Take Power". To wszystko składa się na naprawdę przebojowy materiał, słuchanie tej płyty to naprawdę znakomita zabawa i wspaniała podróż do złotych lat 80. XX wieku, choć została ona wydana troszkę później. Ten wspaniały klimat znany z równie genialnego debiutu jednak pozostał. Kolejnym dowodem potwierdzającym moje słowa, może być rozbujany hard rockowo, hair metalowy utwór pod tytułem "Gotta Let Go". A to nie koniec naprawdę wspanialej muzyki! Jeszcze więcej hair metalowych brzmień można odnaleźć w rewelacyjnym utworze pod tytułem "You Got Me". Niestety, choć ten album mógłby trwać o wiele, wiele dłużej i wciąż zachwycać doskonałą, pełną dobrej energii i przebojowego optymizmu muzyką, to właśnie dotarliśmy już do przedostatniej kompozycji pod tytułem "All I Need". W tym przypadku znów zbliżamy się bardzo blisko do stylu AC/DC. Na sam koniec zespół pozostawił jeszcze melodyjnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Don't Go". Zaczyna, się spokojnie sugerując balladę, jednak po czasie nabiera ostrości. Gdy całość się koczy pozostawia po sobie, naprawdę duży niedosyt na więcej tak dobrego materiału. Na swój kolejny album muzycy zespołu, jednak kazali swoim fanom dość długo poczekać. Jednak o tym już przy innej okazji, w osobnej recenzji. Na razie bardzo serdecznie polecam Państwu ten znakomity album, ponieważ jest to prawdziwa perła w koronie Chrześcijańskiego hard rocka i hair metalu, którą naprawdę warto mieć w swojej płytowej kolekcji.
Album nagrano w składzie:
Rex Scott - Wokal (ZION, METAL PRAISE, SACRED BLOODY SINNER CHOIR, THE ANGRY EINSTEINS, GX PROJECT...)
Greg Bishop - Gitara, gitara basowa (THE ANGRY EINSTEINS, LIBERTY N' JUSTICE, TUXEDO COWBOY...)
Michael Buckner - Perkusja
Jamie Rowe - Wokale w tle (TEMPEST, ROCK POWER PRAISE, GUARDIAN, ANDRAÉ CROUCH & ALL-STAR CHOIR, ADRIANGALE, LONDON CALLING, JAMIE ROWE...)
John Elefante - Wokale w tle, shaker, cowbell, tamburyn, gitara basowa (KANSAS, PETRA, THE SWEET COMFORT BAND, KERRY LIVGREN AD, 1ST AIRBORNE ROCK-N-ROLL DIVISION, BARREN CROSS, MASTEDON, ROCK POWER PRAISE, GUARDIAN, ROCK POWER PRAISE, MARK POGUE AND FORTRESS, HALO, RICK CUA, JUDE COLE, SCOTT SPRINGER, LISA DAGGS, GREG LONG, JONATHAN PIERCE, TROY JOHNSON, KELLI REISEN, KERRY LIVGREN, THE JAY SEKULOW BAND...)
Spis utworów:
1. Peer Pressure
2. Rollin' Thunder
3. We Need Love
4. Getch Ya
5. Hold On
6. I Take Power
7. Gotta Let Go
8. You Got Me
9. All I Need
10. Don't Go

RANSOM - Soul Asylum (1992)


Moja ocena:10/10
Choć okładka tej płyty może nie zapowiadać, naprawdę genialnego, przebojowego i ponadczasowego materiału to jednak nie oceniajmy krążka po jego okładce. Chrześcijańscy hard&heavy, glam metalowcy, z przepiękną i obdarzoną wspaniałym głosem wokalistką za mikrofonem po raz kolejny nagrali prawdziwe arcydzieło, równie wspaniałe, jak ich poprzedni album. Grupa RANSOM to po prostu prawdziwa fabryka doskonałych przebojów, na ponadidealnym poziomie. Czy potrzeba więcej słów wstępu, by zainteresować Was moi drodzy, tym albumem? Drodzy Państwo myślę, że więcej słów wstępu nie potrzeba i mogę śmiało przejść do opisu poszczególnych kompozycji, które składają się na to wspaniałe muzycznie arcydzieło. Przebojowe brzmienia hard&heavy metalu witają nas tu już od pierwszej kompozycji pod tytułem "Soul Hymn". Dalej zespół podtrzymuje klimat kolejną ciekawą hair metalową kompozycją pod tytułem "Exit (Euthanasia)". Znów jest więc bardzo przebojowo, a piękna Lisa Faxon znów zachwyca swoim mocnym, czystym wysokim głosem. Ciężko także nie docenić riffów i solówek, za które odpowiada Tony Ortiz. Następna kompozycja utrzymana jest z kolei w bardziej melodyjnej formie hair metalu i nosi tytuł "Windows Of My Heart". Zaraz potem przechodzimy do hard rockowego utworu pod tytułem "The Lies". I już te pierwsze cztery kompozycje udowadniają, że mamy do czynienia z naprawdę doskonałym muzycznie materiałem. Są to ponadczasowe brzmienia, wykonane na ponadidealnym poziomie, których słucha się z prawdziwą przyjemnością. Wystarczy posłuchać prześlicznej heavy metalowej pół ballady pod tytułem "Prayer Asylum", by przyznać mi rację. W zasadzie to balladowe spokojne brzmienia przeplatają się tu z ostrzejszymi, ale i bardzo chwytliwymi heavy metalowymi riffami, tworząc razem coś naprawdę wspaniałego. A do naprawdę przebojowych brzmień powracamy w heavy/glam metalowej kompozycji pod tytułem "Only The Just Let Go". Naprawdę trudno nie pokochać tej płyty. Każda kompozycja na niej zawarta to prawdziwa perła w koronie Chrześcijańskiej muzyki hard rockowej i metalowej. Dlatego naprawdę ciężko jest tu ukryć słowa zachwytu. Mamy tu genialne riffy i po prostu niesamowicie dobre solówki gitarowe! Świetne wokale w tle, jak i doskonały głos głównej wokalistki w każdym z utworów. Gdy określam jakiś album ponadidealnym, oznacza to, że dla mnie w tym stylu po prostu lepiej być nie może i że zespół wzbił się na sam szczyt muzycznego geniuszu! A zespół zdaje się potwierdzać moje słowa w każdym utworze, także w hard rockowo, hair metalowym "Not That Kind Of Girl". No i jak się tu nie zachwycać? W każdej z kompozycji czuć wspaniały klimat, kalifornijskiego luzu i ciepło świecącego nad plażami Kalifornii słońca, w czasach gdy Ameryka była naprawdę wielka! Dowodzi tego wszystkiego także bardzo przebojowy hair, pop metalowy utwór pod tytułem "Watching Over Me". Choć płyta ukazała się na początku lat 90. XX wieku, to muzycznie mamy tu do czynienia z prawdziwą magią cudownych muzycznie lat 80. To wszystko, razem z urozmaiconym naprawdę ciekawym materiałem tworzy po prostu coś, tak wspaniałego, że naprawdę nie mogę się powstrzymać od słów zachwytu. No bo jak się nie zachwycić ponadczasowym i bardzo przebojowym hard rockowo, hair metalowym utworem pod tytułem "Higher Ground"? No jak, skoro jest to prawdziwe arcydzieło w tym gatunku? Niestety jest to już przedostatnia kompozycja na tym doskonałym muzycznie albumie. Na sam koniec muzycy pozostawili jeszcze akustyczny lekko bluesowy utwór pod tytułem "Sister Blue". Po wszystkim pozostaje ogromny niedosyt na więcej tak wspaniałej muzyki. Tak jak wspomniałem, wcześniej jest to prawdziwy klejnot i bardzo jasna perła w koronie Chrześcijańskiego hard rocka i melodyjniejszego metalu, więc trudno się dziwić. Polecam Państwu ten krążek bardzo serdecznie. Jest to album wart każdych pieniędzy, warto więc poszukać go na aukcjach internetowych i zakupić razem z poprzednim krążkiem tego zespołu, który jest równie wspaniały i równie wart Państwa uwagi. Wielki sukces, jakim było nagranie tak doskonałych płyt, jednak nie sprawił, że grupa poszła za ciosem i przygotowała kolejny równie genialny krążek. Po wydaniu "Soul Asylum" muzycy zespołu skupili się na innych projektach. Takim to sposobem Tony Ortiz skupił się na grupie PROJECT TRU, Roger Mielke na dalszej współpracy z mistrzem mikrofonu, jakim jest Ken Tamplin i grupą MAGDALLAN oraz TAMPLIN, Joe Calletta na innej grupie wspomnianego mistrza wokalu SHOUT, a Michael Ciado i Lisa Faxon nieco sobie odpuścili nagrywanie czegoś nowego. Gdyby zespół zdecydował się powrócić z równie dobrym i klasycznym materiałem, byłby to jeden z najlepszych i najciekawszych powrotów na scenę w historii Chrześcijańskiej muzyki hard&heavy, glam metalowej.
Album nagrano w składzie:
Lisa Faxon - Wokal
Tony Ortiz - Gitara (PROJECT TRU...)
Michael Ciado - Gitara basowa, gitara, wokale w tle
Roger Mielke - Klawisze (TAMPLIN AND FRIENDS, LANNY CORDOLA, MAGDALLAN, TAMPLIN, RAINDANCE...)
Joe Calletta - Perkusja (SHOUT...)
Oz Fox - Gitara (STRYPER, BLAIRING OUT, SIN DIZZY, BLOODGOOD, LET IT RAWK, DIMINO...)
Lanny Cordola - Wokale w tle, gitara (GIUFFRIA, HOUSE OF LORDS, SHOUT, DORO, TAMPLIN AND FRIENDS, LANNY CORDOLA, MAGDALEN, LANNY CORDOLA AND GARY THOMAS GRIFFIN, SHACK OF PEASANTS, JAZZ TRIO, SHADES OF BLUE, THE CHILDREN OF ZION, LA RUE, CHAOS IN POETRY, PAUL SHORTINO'S THE CUTT, FREDDY CANNON, KEVIN GALES, NANCY SINATRA, SANDRA STEPHENS, JASON ALLEN RICH...)
Lary Melby - Wokale w tle (LIAISON...)
Philip Bardowell - Wokale w tle (LANNY CORDOLA, MAGDALEN, THE CHILDREN OF ZION, TEDDY ANDREAS, CHAOS IS THE POETRY, ODD MAN OUT, LAUDAMUS, UNRULY CHILD, KEN TAMPLIN AND FRIENDS, PHILIP BARDOWELL, AOR, PLACES OF POWER, N.O.W., C.T.P., CHASING VIOLETS...)
Michelle Houghton - Wokale w tle
Tia Griffin - Wokale w tle
Matt Duffy - Wokale wtle
Spis utworów:
1. Soul Hymn
2. Exit (Euthanasia)
3. Windows Of My Heart
4. The Lies
5. Prayer Asylum
6. Only The Just Let Go
7. Not That Kind Of Girl
8. Watching Over Me
9. Higher Ground
10. Sister Blue

sobota, 30 grudnia 2023

BARNABAS - Find Your Heart A Home (1982)


Moja ocena: 10/10
Tą pytą amerykanie z grupy BARNABAS utwierdzili swoją pozycję jako dostarczycieli naprawdę ciekawej i wartej uwagi muzyki hard&heavy metalowej z Chrześcijańskim przesłaniem. Zespół wciąż jest jeszcze pod opieką firmy Tunesmith, ale szybko zainteresowały się tym krążkiem inne wytwórnie. W tym nieco bardziej wpływowa Light Records, z którą to zespół podpisze kontrakt na wydanie swoich następnych płyt. Jednak nie uprzedzajmy faktów, tym bardziej że mimo wszystko BARNABAS pomimo swojej ogromnej roli, jeśli chodzi o rozwój Chrześcijańskiego metalu, do czołówki jednak się nie przebił. Nie da się jednak zaprzeczyć, że była to jedna z najbardziej inspirujących grup na początku lat 80. XX wieku. W przypadku tego albumu doszło do pewnych zmian. Zmęczony częstymi przeprowadzkami zespołu gitarzysta i jego założyciel Monte Colley, postanowił zostawić swoich kolegów i koleżankę i zająć się czymś innym poza muzykowaniem. Po jego rezygnacji z udziału w zespole reszta składu postanowiła pozostać przy dawnej nazwie. Na pokład wskoczyli gitarzysta i klawiszowiec Kris Brauminge i gitarzysta Mick Donner. W efekcie muzyka zespołu zabrzmiała jeszcze ciężej. Skupmy się więc na poszczególnych kompozycjach, które składają się na ten naprawdę czadowy album. Album od razu zaczyna się od czadowej kompozycji hard&heavy pod tytułem "Find Your Heart A Home". Po tak dobrym rozpoczęciu muzycy pozostają przy naprawdę czadowym brzmieniu w heavy metalowym utworze pod tytułem "The Conflict Of Desire". Wokalistka Nancy Jo Mann śpiewa tu naprawdę zadziornie, co dodatkowo dodaje charakteru tej kompozycji. Kolejnym naprawdę czadowym utworem heavy metalowym jest, kompozycja pod tytułem "Way To Destruction". Naprawdę niewiele grup Chrześcijańskich grało w tym czasie tak ostro. Na krążku jednak nie zabrakło i ciekawego kontrastującego ze wszystkim, co tu do tej pory usłyszeliśmy utworu disco pod tytułem "Boogie Tyme". Takie naprawdę bardzo ciekawe i lekko niespotykane na płycie hard&heavy wspomnienie gorączki sobotniej nocy lat 70. opatrzone dodatkowo naprawdę żarliwym rockowym solo gitarowym. Prawdziwe szaleństwo. Kolejną bardzo ciekawą kompozycją, jaką zespół nam zaproponował, jest także melodyjnie hard rockowy utwór z klawiszami mocno czerpiącymi z nurtu AOR pod tytułem "Swordsman". Właściwie to AOR i hard rock tworzą tu naprawdę wartą uwagi mieszankę. I takim to sposobem dotarliśmy właśnie do przedostatniej kompozycji z krążka. W przypadku tak ciekawego materiału może się to wydawać nieco za wcześnie, ale tak właśnie jest, właśnie dotarliśmy już do przedostatniej kompozycji. Jest nią naprawdę piękna ballada rockowa pod tytułem "Southern Woman". Naprawdę ciężko się tu nie zachwycić przepięknym głosem, jakim ją zaśpiewała Nancy Jo Mann. Na sam koniec płyty grupa postanowiła jednak pozostawić coś ostrzejszego, prezentując dłuższą, bo aż ponad siedmiominutową lekko progresywną w swym charakterze kompozycję heavy metalową pod tytułem "Star". Po wszystkim pozostaje niedosyt na więcej tak dobrej i tak ciekawej muzyki. Zespół jednak na swój następny krążek nie kazał czekać swoim fanom zbyt długo. Okazał się on równie ciekawym i wartym uwagi arcydziełem jak ta płyta, mało tego jeszcze ostrzejszym i jeszcze bardziej czadowym. Każdy następny album tejże grupy pokazywał ją w coraz ostrzejszym i cięższym repertuarze, udowadniając, że ten nie zespół nie stał w miejscu i ciągle czymś nowym zaskakiwał. O tym wszystkim jednak napiszę Państwu już w osobnej recenzji. Na razie polecam Państwu bardzo serdecznie tę oto płytę. Jest to siedem naprawdę wartych uwagi kompozycji, które stanowią kolejny wielki krok w rozwoju Chrześcijańskiego metalu. Osoby zainteresowane zakupem tego krążka nie powinny mieć wielkiego problemu. W polskich sklepach muzycznych może być z jego znalezieniem problem, ale są dostępne ciekawe reedycje w tym już nawet na płytach CD, które można zamówić w internecie. Na płytach CD ten album ukazał się nakładem wytwórni Retroactive Records. Wydawnictwo to zajmuje się głównie wydawaniem starszych, archiwalnych, często już nawet lekko zapomnianych wydawnictw kręgu muzyki Chrześcijańskiej. Już na sam koniec warto także wspomnieć, że choć ten zespół nigdy naprawdę nie przebił się do światowej czołówki, to poświęcono mu niemało publikacji, nie tylko w sieci, ale i książek opisujących legendy Chrześcijańskiego rocka. Bo jakkolwiek by nie było, ten zespół jest prawdziwą legendą i prawdziwym pionierem ostrej muzyki z Chrześcijańskim przesłaniem.
Album nagrano w składzie:
Nancy Jo Mann - Wokal, syntezator
Mick Donner - Gitara
Kris Brauminger - Gitara, klawisze
Gary Mann - Gitara basowa (GARY MANN, GARY MANN AND FRIENDS FROM GARY MANN'S FILLING STATION IN NEW ORLEANS...)
Kris Klingensmith - Perkusja
Spis utworów:
1. Find Your Heart A Home
2. The Conflict Of Desire
3. Way To Destruction
4. Boogie Tyme
5. Swordsman
6. Southern Woman
7. Star

SILOAM - Crock (1996)


Moja ocena: 09/10
Pierwsze dwie płyty kanadyjskiej grupy SILOAM należały do naprawdę ciekawych przykładów Chrześcijańskiej muzyki hard&heavy, trzeci już nie do końca. To zadziwiające jak niektóre grupy potrafią diametralnie zmienić swój styl, i to w naprawdę krótkim przedziale czasu. Poprzednia płyta zespołu ukazała się w roku 1995, ta w roku 1996, a rozbieżność muzyczna pomiędzy nimi jest przeogromna. Tak jak poprzednio mieliśmy jeszcze do czynienia z naprawdę czadową muzyką hard&heavy, tak w przypadku tej płyty mamy do czynienia z muzyką grunge i funk rockiem. Jeśli chodzi o hard rocka, to jest go tu naprawdę niewiele. Słowem nie jest już tak ciekawie, jak poprzednio, tym bardziej że zespół wyrobił sobie jednak już jakiś styl, i fani jednak chyba spodziewali się czegoś innego. Ten muzyczny eksperyment nie sprawił, że muzycy wzbudzili większe zainteresowanie wśród młodszej publiczności, i okazało się, że jest to przynajmniej jak na razie ostatnie wydawnictwo tejże grupy. Oto co się na nim znajduje. Album zaczyna się od rockowej kompozycji pod tytułem "Somewhere I'll Be Free". Jest to całkiem niezły utwór, ale nie do końca na otwarcie. Jeśli chodzi o brzmienie tej płyty, to jest ono naprawdę dobre, choć muzycy zdecydowanie złagodzili brzmienie swoich gitar. Dowodzi tego także kolejny rockowy utwór pod tytułem "Mandy". Mamy tu nieco z grunge i trochę rapowania, jednak o prawdziwej hard rockowej energii znanej z pierwszych albumów możemy zapomnieć, nawet, wtedy gdy całość nieco bardziej się rozkręci i nabiera tempa. To samo dotyczy także kolejnej kompozycji pod tytułem "Tell Me World". Tutaj mamy do czynienia z bardziej chwytliwym rockowym graniem, bliższym tego z wcześniejszych płyt zespołu, jednak bez tego dawnego czadu. Tak czy owak, całkiem przyjemnie posłuchać tej kompozycji. Tak samo całkiem przyjemnie jest posłuchać kolejnego utworu pod tytułem "Dignity". Mimo wszystko wciąż mamy tu do czynienia z rockiem, bez dawnej hard rockowej mocy. Wrażenie nieco cięższego ma sprawiać utwór grunge pod tytułem "Rose Among The Thorns". Mimo wszystko jest to raczej spokojne granie, wsparte od czasu do czasu zniekształconym brzmieniem gitary, które niestety jest typowym znakiem tamtych czasów. Czasów, kiedy tyle świetnych grup, na siłę próbowało być modnych i dostosować się do nowych trendów. Nieco więcej energii, zespół postanowił przedstawić w bardziej punk rockowym niż hard rockowym utworze pod tytułem "Get It Right". Tak naprawdę ciekawy jest dopiero kawałek pod tytułem "Dreamer's Pie". Jest to całkiem interesujący rockowy numer, który, pomimo lekkich akcentów grunge, jednak naprawdę robi wrażenie. Tak naprawdę to w ogóle nie jest to słaba płyta, mimo wszystko zbyt rozbieżna z tym, do czego muzycy przyzwyczaili nas wcześniej. Nawet te dynamiczniejsze kompozycje, jak "Zero" brzmią tu bardziej, jak echa po dawnej hard rockowej świetności, niż naprawdę czadowe utwory. I to jest problem tej płyty, jest dobra, naprawdę świetnie zrealizowana, ale to nie jest album dla fanów wczesnego hard rockowo, heavy metalowego SILOAM. Dotyczy to nawet rockowej kompozycji pod tytułem "Hey Man". Następna kompozycja pod tytułem "Pharisaical Friend" przywodzi na myśl nieco więcej dawnych hard rockowych czasów, mimo wszystko to wciąż nie jest to, czego bym o tej grupy oczekiwał. Jest to naprawdę dobry album, nagrany przez naprawdę dobrych muzyków, ale jednak nie tak wspaniały w mojej ocenie, jak dwa pierwsze. Krążek kończy jeszcze ballada pod tytułem "In The Ghetto". Po wszystkim jednak nie odczuwam niedosytu na więcej. To nie do końca, to czego oczekiwałem od tego zespołu. Jeśli jednak lubisz nowsze rockowe brzmienia, to ten album może Ci się bardzo spodobać, ja jednak wolę te klasyczne dwa pierwsze wydawnictwa tej kanadyjskiej formacji.
Album nagrano w składzie:
Brent Millsop - Wokal
Marshall Zacharias - Gitara, banjo, sitar, kazoo (AVANTE, GREG SCZEBEL...)
Chad Everett - Gitara basowa (THIRD DEGREE...)
Brian Lutes - Perkusja
Frank Levine - Klawisze (EIGHT SECONDS, ALANIS, TYLER KEALEY...)
Spis utworów:
1. Somewhere I'll Be Free
2. Mandy
3. Tell Me World
4. Dignity 5. Rose Among The Thorns
6. Get It Right
7. Dreamer's Pile
8. Zero
9. Hey Man
10. Pharisaical Friend
11. In The Ghetto (Cover: Mac Davis)

HOLY DANGER - Demo (1986)


Moja ocena: 08/10
Byłoby bardzo pięknie, gdyby każdy album stanowił prawdziwe arcydzieło i zachwycał swoim brzmieniem, zwłaszcza jeśli materiał zespołu jest naprawdę bardzo ciekawy. W tym przypadku jednak właśnie ten bardzo ciekawy materiał został zepsuty przez produkcję. No niestety, ale jeśli chodzi o brzmienie swoich nagrań, to Chrześcijańska grupa HOLY DANGER nie miała wielkiego szczęścia. A szkoda, bo muzycznie jest ona naprawdę bardzo interesująca i warta uwagi. To, co ciekawe to fakt, że zespół bardzo szybko zmienił swój styl w stosunku do poprzedniej taśmy. Tym bardziej że te nagrania ukazały się w tym samym roku. Tym razem zespół wybrał jeszcze bardziej melodyjny materiał, jeszcze mocniej akcentując klawisze, kosztem gitar. Efekt tego wszystkiego jest taki, że trzeba naprawdę się wsłuchiwać, by należycie docenić same kompozycje. A te są naprawdę dobre. W końcu nagrali je między innymi Dee Harrington z SAINT, Guy Ritter i Gary Lenaire z TOURNIQUET. Album zaczyna się od czepiącej sporo ze stylu AOR kompozycji hard&heavy pod tytułem "The Thief". Jest to naprawdę dobra kompozycja w dość przebojowym stylu, która gdyby tylko lepiej zabrzmiała, interesując sobą przy okazji odpowiednie osoby z branży muzycznej, mogłaby stać się dużym przebojem. Przeogromny potencjał tego utworu, niestety został mocno ukryty pod słabym brzmieniem. Można powiedzieć OK to tylko demo, ale niestety to i tak trochę zbyt słaba produkcja nawet, jak na demo. Dlatego nawet drugi melodyjnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Breakin Out" nie robi tu należytego wrażenia. Słychać tu głównie klawisze, ale jeśli o gitary chodzi, to jest naprawdę bardzo słabo. To samo dotyczy także bardzo melodyjnego hair metalowego utworu pod tytułem "Fight for Right". Wszystko jest zbyt ciche, by naprawdę móc docenić muzykę zespołu. Na przykład gitary w melodyjnie heavy metalowym utworze "Musical Room" brzmią wręcz śmiesznie. Tu dodatkowo wszystko brzęczy, perkusja jest prawie niesłyszalna. No i oczywiście można domniemywać, że upływ czasu także nie przysłużył się tej taśmie, ale tak naprawdę to ona chyba nigdy nie brzmiała doskonale. Szkoda, bo sam utwór pomijając jego tragiczną produkcję, jest naprawdę ciekawy. No ale niestety słabe brzmienie i naprawdę nieciekawa okładka prawdopodobnie sprawiły, że ten naprawdę obiecujący zespół nie zainteresował sobą żadnego wydawcy i skończyło się tylko na tym demo. I takim to sposobem utwory w stylu aorheart melodic metalu takie jak "Mona's Song" pozostały szerzej niezauważone i jednak trochę już zapomniane. W roku 1986 mimo wszystko nawet nazwiska wtedy jednak jeszcze niezbyt znanych a obecnie już prawdziwych legend Chrześcijańskiego metalu nie miały takiej siły przebicia, by ktoś chciał się bardziej skupić na tej taśmie. Naprawdę słuchanie tej taśmy wiąże się jednak z dużym wysiłkiem i poświęceniem. Choć utwory są naprawdę dobre i warte uwagi, to jednak ich brzmienie strasznie męczy. A konkurencja była już wtedy naprawdę spora. Mimo wszystko, gdyby tylko ktoś dał tej grupie większą szansę i doceniłby melodyjnie heavy metalowy kawałek pod tytułem "I Wanna Rock", to mógł on, by zostać sporym przebojem. Taśma ta naprawdę obfituje w solidne, potencjalne przeboje, które mogłyby wwindować HOLY DANGER na sam szczyt, gdyby tylko ktoś się na nich bardziej skupił i lepiej wyprodukował. Przykładem może być, chociażby nieco bardziej czadowa heavy/power metalowa kompozycja pod tytułem "Lord Behind Us", która kończy pierwszą stronę kasety. Widać tu bardzo wyraźnie, że muzycy szukali swojego stylu, z jednej strony chcąc być bardziej komercyjni, a z drugiej wciąż mając ochotę na utrzymanie swojego czadowego charakteru z poprzedniego wydawnictwa. Przewracając jednak taśmę na drugą stronę, możemy być lekko zaskoczeni nieco lepszym brzmieniem. Co prawda wciąż jest ono naprawdę dalekie od ideału, ale o wiele lepiej słychać tu gitary i można o wiele łatwiej zauważyć potencjał melodyjnie heavy metalowej muzyki zespołu, czego dowodzi utwór pod tytułem "Runaway". Wokalista Guy Ritter wypadł tu po prostu doskonale za mikrofonem, nagrywając jedne ze swoich najlepszych wokali na tę taśmę. Nieco gorzej brzmieniowo, ale i tak nie tak źle wypada także przebojowy heavy/glam metalowy utwór pod tytułem "Crank Up the Noise". W przypadku nagrań demo czasami naprawdę trudno jest mówić o selektywności, ale tutaj te różnice w produkcji poszczególnych kompozycji są naprawdę bardzo duże. Różnice muzyczne także są duże, ale akurat urozmaicony materiał nie jest w tym przypadku wadą, zwłaszcza gdy grupa wydaje, się być konsekwentną w tym, co robi. Nieco za bardzo klawiszowy wydaje mi się bliższy stylu AOR kawałek pod tytułem "When Is It You". Gitary są tu znów nieco za bardzo przykryte, ale ogólnie to i tak druga strona tej taśmy brzmi o wiele lepiej od pierwszej. Jednak jeśli mam być szczery, to nie zawsze wiele lepiej, czego dowodzi całkiem ciekawy i drażniący słabą produkcją heavy metalowy utwór pod tytułem "Code Word". A to by mógł być naprawdę kolejny świetny przebój, gdyby tylko ktoś bardziej zainteresował się tym zespołem. Pomimo tego naprawdę słabego brzmienia i tak słychać ogromny talent tejże grupy i jej zdolność do pisania świetnych, porywających utworów. O poszukiwaniach przez zespół swojego stylu może świadczyć już niemalże nowo falowa, synth popowa kompozycja pod tytułem "Alone". Skądinąd brzmiąca naprawdę całkiem nieźle. Mimo wszystko jednak nie za bardzo ona pasuje do reszty zdecydowanie bardziej rockowego materiału, choć jest naprawdę ciekawa. Całość także kończy się bardziej w nowo falowym, choć już bardziej rockowym stylu kompozycją pod tytułem "Go for It!". I choć trzeba przyznać, że i w tym gatunku HOLY DANGER by rewelacyjnie sobie poradził, to jednak życzyłbym sobie odświeżenia zdecydowanie bardziej metalowej twórczości zespołu. A gdyby tak wielki comeback, w dobie, gdy uzyskanie naprawdę dobrego brzmienia nie jest już aż tak wielkim problemem? Byłoby naprawdę ciekawie, bo te utwory aż proszą się o lepszą brzmieniowo wersję.
Album nagrano w składzie:
Guy Ritter - Wokal, gitara (TOURNIQUET, ECHO HOLLOW, GARY LENAIRE, FLOOD...)
Gary Lenaire - Gitara (TOURNIQUET, ECHO HOLLOW, GARY LENAIRE, TALKING SNAKES, CRIPPLE NEED CANE, 2050, FLOOD...)
Dee Harrington - Gitara, wokale w tle (SAINT, PASTOR BRAD...)
Avery G. Kramer - Gitara basowa
Darbey Budd - Perkusja
Spis utworów:
1. The Thief
2. Breakin Out
3. Fight for Right
4. Musical Room
5. Mona's Song
6. I Wanna Rock
7. Lord Behind Us
8. Runaway
9. Crank Up the Noise
10. When Is It You
11. Code Word
12. Alone
13. Go for It!

DYNASTY - Motus Perpetuus (2004)


Moja ocena: 10/10
Jeśli chodzi o euro power metal, a zwłaszcza niemiecką scenę tego gatunku to niestety, ale jej fanem nie jestem. Nie przepadam za niemieckim power metalem. I tu bardziej doświadczeni fani Chrześcijańskiego metalu, mogą zawołać hola, hola, panie Maćku, ale DYNASTY to przecież Brazylijski zespół! I to się zgadza. Grupa DYNASTY pochodzi z Brazylii. Dokładnie to została założona w 1996 roku w Nova Lima w stanie Minas Gerais. Zespół ten muzycznie jednak dość mocno czepie z niemieckiej sceny power metalowej, mimo wszystko czy jest to tak infantylny i głupkowaty album jak większość niemieckich potupajek w wykonaniu HELLOWEEN i podobnych? Nie! Moi drodzy jest to mimo wszystko prawdziwe arcydzieło, które naprawdę warto poznać i które należy do tych naprawdę idealnych i ponadczasowych. Naprawdę bardzo lubię ten album pomimo kilku bardziej "niemieckich" utworów. Co mnie w nim więc tak bardzo zachwyciło? Już opisuję. Całość zaczyna się od ciekawej heavy/power metalowej kompozycji pod tytułem "Not in Vain". Mamy tu jednak nieco wpływów metalu symfonicznego i ciekawych przełamań w strukturze utworu, dzięki czemu nie otrzymujemy tylko typowej potupajki. Na pochwałę zasługuje tu także wspaniałe ponadczasowe brzmienie i bardzo klasyczna w brzmieniu produkcja. Warto także zwrócić uwagę na naprawdę duży talent wszystkich muzyków zespołu. Naprawdę trudno mi nie docenić głosu, jakim dysponuje Nahor Andrade. Zaraz potem przechodzimy do rozpędzonej power, speed metalowej kompozycji pod tytułem "Eternity". W tym przypadku rzeczywiście mamy do czynienia z typowym niemieckim graniem, mimo wszystko jeden taki utwór na płycie wcale nie szkodzi, nawet z tymi pompatycznymi podniosłymi refrenami. Trąci to mi lekkim pseudo patosem, ale i tak jest naprawdę dobrze muzycznie, a będzie jeszcze lepiej. Przykładem potwierdzającym moje słowa może być nieco bardziej melodyjny power metalowy utwór pod tytułem "Against All Evil". Co prawda i on się nie ustrzegł pseudo patetycznych refrenów i naiwności, ale dzieje się tu nieco więcej ciekawego. Tak czy owak, to jeszcze nie są najlepsze utwory z tego krążka, na nie przyjdzie czas później. Przykładem tych najlepszych może być, chociażby nieco bardziej melodyjny z początku heavy/power metalowy utwór pod tytułem "The Word That Remains" ze swoim balladowym wstępem. Gdy utwór się nieco bardziej rozkręci, przechodzi w nieco szybszy power metal, niepozbawiony jednak ciekawych zmian tempa i wymagających wysokich umiejętności technicznych popisów zespołu, całość powraca pod koniec znów w balladowe rejony. Po wszystkim powracamy do kolejnej typowo niemieckiej potupajki w postaci utworu pod tytułem "Miztvoth". Dlatego też jest to w mojej ocenie naprawdę idealny album, ale jednak nie dzieło ponadidealne. Trochę tych potupajek za dużo, by było naprawdę doskonale. Tym bardziej że one poniekąd razem zlewają się z sobą i nie bardzo wyróżniają na tle innych utworów. No i oczywiście wciąż są trochę zbyt naiwne jak na mój gust, a niemiecki pseudo patos jednak dodatkowo psuje klimat. Nie znaczy to jednak, że ta kompozycja nie ma swoich mocniejszych atutów, naprawdę ciekawie się robi, gdy słyszymy długie i pełne wirtuozerii solo gitarowe. Wtedy także riffy pod wspomnianym solo, stają się naprawdę ciekawe. No ale mimo wszystko nie jest to najlepszy utwór z krążka. Przynajmniej dla mnie, ale fani niemieckiej szkoły power metalu powinni być naprawdę zadowoleni. Do tych naprawdę ciekawych i najlepszych utworów nie należy w mojej ocenie także i power metalowy kawałek pod tytułem "Following the Sign". W tym przypadku także mamy do czynienia z typową "niemiecką" potupajką. I czytając tę recenzję, mogą Państwo zapytać o to, jak to w końcu jest? Jest to arcydzieło, czy jednak infantylny, wesołkowaty, głupawy album euro power metalowy? I tu muszę przypomnieć, że nawet w tych nieco słabszych utworach można się doszukać jednak nieco ciekawszych akcentów, a płyta przecież jeszcze nie dobiegła końca. Do tych naprawdę ciekawych i doskonałych w mojej ocenie należy melodyjnie heavy/power metalowy utwór pod tytułem "Another Chance". Jest to utwór, w którym muzykom, udało się stworzyć naprawdę ciekawy wzniosły i podnoszący na duchu klimat. Wszystko to bez grama infantylności i naiwnych patetycznych refrenów. I to wszystko właśnie stawia ten zespół wyżej w mojej ocenie, od tego, co zazwyczaj proponują Niemcy. Chociaż by tak już po tych Niemcach nie jeździć, to trzeba także oddać im sprawiedliwość, że i oni mają wiele naprawdę świetnych grup metalowych. Kilka nawet naprawdę ciekawych w gatunku power metalu. Nie każda niemiecka kapela gra tylko infantylny euro power. Wróćmy jednak do twórczości DYNASTY. Całkiem niezły, choć jednak już trochę zbyt niemiecki w swoim charakterze jest kolejny już na tym krążku rozpędzony power metalowy utwór pod tytułem "Salvation". Już nawet nie chodzi o to, że to kolejna potupajka podobna do poprzedniej, ale te rozbujane, patetyczne refreny, stanowczo wszystko spłycają. Ciężko jednak nie docenić i nie zachwycić się przepiękną melodyjnie heavy metalową balladą pod tytułem "Just for Loving You". I właśnie za te ambitniejsze, niepozbawione często i prawdziwego piękna utwory, oraz Chrześcijańskie teksty cenię sobie twórczość Brazylijskiego zespołu DYNASTY. Są tu nieco słabsze utwory, ale trafiają się i prawdziwe perły, jak właśnie ten kawałek. Całkiem fajnie wypadł także power metalowy utwór pod tytułem "The Time Is Over". Jest to co prawda kolejna potupajka w niemieckim stylu, ale nawet mi się podoba. Nie jest aż tak infantylna, choć nie pozbawiona lekko naiwnych refrenów. Całość kończy jeszcze power metalowa potupajka w postaci utworu pod tytułem "Goldenland". To muzyczna kwintesencja stylu HELLOWEEN, ale jednak także i ona o dziwo całkiem mi się podoba. Dlatego uważam ten album za naprawdę idealny, nawet dla tych, którym niemiecki euro power metal średnio się podoba, bo pomimo wszystko jest to naprawdę ciekawy i wart odsłuchania album. W mojej ocenie to naprawdę dobry, solidny debiut. Gdy jednak ostatni utwór z krążka dobiega końca, nie czuję wielkiej ochoty na więcej. Polecam więc głównie fanom niemieckiej sceny power metalowej.
Album nagrano w składzie:
Nahor Andrade - Wokal (BETO VÁZQUEZ INFINITY, SOULLHUNTER, VOX HEAVEN...)
César Martins - Gitara
Gustavo "Tuta" Colen - Gitara (SEAWALKER...)
Ivan Almeida - Gitara basowa
Gustavo Paiva - Klawisze (AVITUS, ROSA ÍGNEA...)
Ademir Machado - Perkusja
Eduardo Parronchi - Gitara (AQUILA, DESTRA...)
Ricardo Parronchi - Gitara basowa, wokal (AQUILA, DESTRA, SHINING STAR, RICARDO PARRONCHI...)
Rodrigo Grecco - Wokal (DESTRA...)
Valdir Vale Maia - Wiolonczela (DESTRA...)
Spis utworów:
1. Not in Vain
2. Eternity
3. Against All Evil
4. The Word That Remains
5. Miztvoth
6. Following the Sign
7. Another Chance
8. Salvation
9. Just for Loving You
10. The Time Is Over
11. Goldenland

NARNIA - Desert Land (2000)


Moja ocena: 10/10
Album "Desert Land" to kolejne wielkie arcydzieło w dorobku Chrześcijańskiej grupy NARNIA. Po raz kolejny zostajemy uraczeni wspaniałymi ponadczasowymi brzmieniami heavy/power metalu i neoklasyki na ponadidealnym poziomie. Ciężko będzie ukryć więc zachwyt i nie chwalić tak znakomitego materiału. Tu nie ma słabszych utworów, niepotrzebnych wypełniaczy jest tylko doskonała muzyka, na ponadidealnym poziomie. Muzycy po prostu po raz kolejny zdecydowali się dać swoim fanom, to wszystko, za co pokochali pierwsze płyty tego znakomitego zespołu. Zespół u progu nowego millennium postanowił nie kombinować, nic nie unowocześniać, nie zmieniać i pozostać w klasycznym dla siebie stylu, co jest oczywiście doskonałą decyzją. Po co kombinować, skoro stara sprawdzona formuła muzyczna sprawdza się tak dobrze? Dlatego od razu przejdźmy już do samych utworów. Całość zaczyna się od razu z przytupem od czadowej kompozycji heavy metalowej pod tytułem "Inner Sanctum". Naprawdę ciężko sobie wyobrazić lepsze otwarcie krążka. Te riffy, solówki gitarowe, solidny atak sekcji rytmicznej i doskonałe wokale! Mistrzostwo. Dalej jest równie ciekawie, wystarczy posłuchać rozpędzonej power metalowej kompozycji pod tytułem "The Witch and the Lion". No i to wszystko dodatkowo opatrzone wspaniałym neoklasycznym solo gitarowym! Następnie powracamy do heavy metalu w dość klimatycznym utworze pod tytułem "Falling from the Throne". Tak dobrych utworów zespół przygotował jednak znacznie więcej. Przykładem może być, chociażby prześliczna metalowa ballada pod tytułem "Revolution of Mother Earth". Szwedzi zawsze byli doskonali, jeśli chodzi o takie melodyjne kompozycje, znów muszę także pochwalić znakomite neoklasyczne solo gitarowe. Następnie przechodzimy do brzmień neoklasycznego heavy/power metalu w postaci doskonałego utworu pod tytułem "The Light at the End of the Tunnel". Tym razem jest to kompozycja instrumentalna, dzięki czemu możemy jeszcze bardziej się skupić na prawdziwej gitarowej wirtuozerii! Coś wspaniałego po prostu. Po wszystkim powracamy w rejony heavy metalu w utworze pod tytułem "Angels Are Crying". Jest to także jedna z tych bardziej klimatycznych i nastrojowych kompozycji na płycie. I to jest to, co właśnie bardzo w twórczości grupy NARNIA tak bardzo mi się podoba, ten urozmaicony i nietuzinkowy repertuar, to jak muzycy potrafią operować nastrojami i wciąż zachwycać słuchacza czymś naprawdę bardzo ciekawym. Dla zwolenników szybszych i ostrzejszych kompozycji zespół także coś przygotował. Mowa o wściekłej power, speed metalowej kompozycji pod tytułem "Walking the Wire". Jednak nawet i tu Szwedzi zachowali charakterystyczną dla siebie melodyjność. No i te solo gitarowe! Poezja dla uszu! I takim to sposobem właśnie dotarliśmy już do przedostatniej kompozycji na krążku. Jest nią piękna neoklasycznie balladowa melodia pod tytułem "Misty Morning". Także i tu mamy do czynienia z utworem instrumentalnym. Całą płytę definitywnie kończy już nieco bardziej progresywnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Trapped in This Age". Po wszystkim pozostaje oczywiście tradycyjny dla wczesnych płyt tego zespołu niedosyt na więcej tak dobrej muzyki. Polecam Państwu ten wspaniały album bardzo serdecznie.
Album nagrano w składzie:
Christian "Rivel" Liljegren - Wokal (SEVEN SEAS, VENTURE, TRIVIAL, TRINITY, BORDERLINE, MODEST ATTRACTION, KEN ADLER BAND, CREED, WISDOM CALL, DIVINEFIRE, AUDIOVISION, FLAGSHIP, ASHES, GOLDEN RESURRECTION, 7 DAYS, CHRISTIAN LILJEGREN, THE WAYMAKER, FLAMES OF FIRE, CHRISTIAN LILJEGREN & OLOV ANDERSSON...)
Carl Johan Grimmark - Gitara, gitara basowa, perkusja, klawisze, wokale w tle (SENTINEL, MODEST ATTRACTION, LOCOMOTIVE BREATH, SAVIOUR MACHINE, SYSTEM BREAKDOWN, DIVINEFIRE, ROB ROCK, FULLFORCE, JERUSALEM, FIRES OF BABYLON, HARDCORE CIRCUS, FLAGSHIP, EMPIRE 21, BEAUTIFUL SIN, MARTIN SIMSON'S DESTROYER OF DEATH, GRIMMARK, TOURNIQUET...)
Jakob Persson - Gitara basowa
Martin "Claesson" Härenstam - Klawisze (FORREST OF SHADOWS...)
Andreas Johansson - Perkusja (SENTINEL, SYSTEM BREAKDOWN, CLAES JANSON, WISDOM CALL, CHRISTIAN LILJEGREN, SYSTEM BREAKDOWN, ROB ROCK, DIVINEFIRE, ROYAL HUNT, THE DOOMSDAY KINGDOM, VEIL OF OBSCURITY, AVATARIUM, JAKOB SAMUEL...)
Pär Hagström - Wokal (SANCTIFICA...)
Spis utworów:
1. Inner Sanctum
2. The Witch and the Lion
3. Falling from the Throne
4. Revolution of Mother Earth
5. The Light at the End of the Tunnel
6. Angels Are Crying
7. Walking the Wire
8. Misty Morning
9. Trapped in This Age

TSA - Marsz Wilków - Wersja 2004 (2005)


Moja ocena: 10/10
Polska grupa TSA wydala tyle świetnych muzycznie płyt, kolejną bardzo ciekawą i wartą opisania na SECULAR& RIGHTEOUS METAL WEBSITE jest singiel "Marsz Wilków - Wersja 2004". Ta płytka zawiera bowiem, jeden z największych przebojów zespołu, utwór, który znamy, chociażby z "Akademii Pana Kleksa". Gdy ten film się ukazał w kinach, wielu dorosłych fanów heavy metalu chodziło na projekcje tego filmu tylko po to, by usłyszeć ten jeden heavy metalowy utwór! Dziś w dobie internetu ciężko to sobie wyobrazić, by dorośli ludzie szli do kina i czekali tyle czasu tylko na tę jedną scenę w filmie, która opatrzona była tym naprawdę czadowym utworem. Ukazuje to bardzo wyraźnie nie tylko fenomen heavy metalu w komunistycznej Polsce, ale i fenomen grupy TSA! To jak fani tego zespołu byli nim zafascynowani i gotowi na poświęcenia, by usłyszeć choć przez chwilę gitarowe brzmienia swoich idoli. Myślę, że nawet twórcy "Akademii Pana Kleksa" nie spodziewali się heavy metalowej publiki w salach kinowych, w końcu miał to być film dla dzieci. Pomimo wielkiego sukcesu i zainteresowania fanów TSA tym utworem, muzycy nie zdecydowali się go umieścić na żadnej swojej płycie. Utwór ten pojawił się na płytach zespołu, dopiero po latach na jakichś reedycjach. W roku 2005 ukazał się także singiel z nową wersją starego przeboju. Oto jak on wypadł. Przede wszystkim całość jest o wiele dłuższa niż ta, którą można było usłyszeć w filmie. Tutaj "Marsz Wilków" trwa już dużo więcej ponad minutę. Warto wspomnieć, że tłumy fanów metalu waliły w latach 80. do kin tylko po to, by usłyszeć mocno okrojoną czasowo wersję utworu. Tutaj wszystko trwa już naprawdę dłużej. Czad i energia oryginału, plus zadziorny wokal Marka Piekarczyka zostały zachowane i całość brzmi naprawdę potężnie jak przed laty. Polecam więc bardzo serdecznie zapoznać się z tym nagraniem, jednej z najlepszych i najbardziej wpływowych grup heavy metalowych w kraju! Muzyczne ponadczasowe i ponadidealne arcydzieło w 100%.
Album nagrano w składzie:
Marek Piekarczyk - Wokal (BIAŁA 21, CECHY, SEKTOR A, BALL'S POWER, YUGOPOLIS, MAREK PIEKARCZYK, MAREK PIEKARCZYK I PRZYJACIELE...)
Andrzej Nowak - Gitara (MARTYNA JAKUBOWICZ, I CHING, LESZEK WINDER, HARLEY DAVIDSON BAND, TADEUSZ NALEPA, ZŁE PSY...)
Stefan Machel - Gitara (BLUES POWER, PROLETARYAT...)
Janusz Niekrasz - Gitara basowa (MARTYNA JAKUBOWICZ, I CHING, THE BLUES POWER, TSA-EVOLUTION, JANUSZ NIEKRASZ BAND...)
Marek Kapłon - Perkusja (BANDA I WANDA, MARTYNA JAKUBOWICZ, DŻEM, THE BLUES POWER, NOCNA ZMIANA BLUESA, TADEUSZ NALEPA, ZŁE PSY, OPIŁKI...)
Spis utworów:
1. Marsz Wilków

piątek, 29 grudnia 2023

RAGS - Tear ‘Em Up (1988)


Moja ocena:10/10
Nie jest to w 100% Chrześcijański zespół, a bardziej świecki, ale przyciągnął on uwagę Chrześcijańskiej publiczności. Główną zasługą jest oczywiście obecność w zespole Chrześcijanina i znanego gitarzysty w świecie metalu, jakim jest Tracy Grijalva. Drugim powodem popularności zespołu wśród Chrześcijańskich metalowców, jest fakt, że zespół nie miał złych tekstów, co także jest wielkim plusem. Jeśli jednak mówimy o popularności, to tak naprawdę dość umiarkowanej. Zespół ten nigdy nie zrobił wielkiej kariery, w przeciwieństwie jednak do jego gitarzysty, który po czasie zasili tak ciekawe muzycznie formacje, jak WWIII, DIO, CHRIS HEAVEN, czy GALE FORCE. Poznajmy więc materiał, który obecnie wzniecił, na nowo trochę więcej zainteresowania za sprawą swojej płytowej reedycji z roku 2003. Materiał ten jednak jest naprawdę trudnym do zdobycia białym krukiem, ukazało się bowiem jedynie 100 sztuk tego krążka. Ja chcę się jednak skupić na pierwotnej wersji tego materiału, wydanej na taśmie w roku 1988. Amerykanie nie od razu zaczynają od ostrzejszych brzmień, wybierając na początek instrumentalną balladę pod tytułem "Like Never Before". Dopiero później prezentują melodyjnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Listen". I już od początku wiemy czego się spodziewać, przede wszystkim mistrzowskich, pełnych wirtuozerii solówek gitarowych. To, co należy tu od razu docenić i pochwalić to naprawdę świetne brzmienie zespołu. Trudno także nie docenić heavy metalowej kompozycji pod tytułem "Run For Your Life". Jako czwarty na płycie występuje naprawdę chwytliwy utwór heavy metalowy pod tytułem "Fight for Freedom". Jeden z recenzentów tego materiału stwierdził, iż od początku nastawiał się na metalowy repertuar, ale nie zdawał sobie on sprawy jednak, z tego, jak on jest dobry. I rzeczywiście muzycznie mamy tu prawdziwe, ponadczasowe i ponadidealne arcydzieło. Wystarczy posłuchać naprawdę solidnej heavy metalowej kompozycji pod tytułem "The Light". W tym przypadku trudno się zdziwić, że gitarzystą zespołu zainteresował się były wokalista RAINBOW i BLACK SABBATH, w osobie Ronniego Jamesa Dio. Na tym kończy się pierwsza strona taśmy. Druga oferuje na początku przebojowy heavy/glam metalowy utwór pod tytułem "Ladies on the Loose". Następnie muzycy prezentują balladowe oblicze w utworze pod tytułem "Fantasy Love". Do przebojowych brzmień heavy/glam metalu, powracamy dopiero w utworze pod tytułem "Caught in the Act". Kolejną rzeczą, która zasługuje, tu na moją pochwalę, jest więc także urozmaicenie materiału. Dowodzi to naprawdę dużej pomysłowości zespołu i jego zdolności do odnajdywania się w różnych odcieniach muzyki metalowej. Od melodyjnego metalu, po solidny heavy i bardziej przebojowe amerykańskie granie. Nie zabrakło także i naprawdę ciężkiego heavy bluesa w postaci utworu "All Fall Down". Jest to jednak już przedostatni utwór, taśmę kończy jeszcze dość chwytliwa kompozycja heavy metalowa pod tytułem "‘Lil S.O.B". Na szczęście instrumentalna. Polecam posłuchać, to naprawdę ciekawa i warta uwagi muzyka, prosto ze słonecznej Kalifornii.
Album nagrano w składzie:
Joe Richardson - Wokal (SWIFT KICK, ORDER & CHAOS...)
Tracy Grijalva - Gitara (RIFF RAFF, SWIFT KICK, LOVE/HATE, DRIVEN, THE WARNING, WWIII, DIO, CHRIS HEAVEN, EIGHTBALL CHOLOS, RHTG, PAIN SAVIOR, CURLY FESTER AND THE BLUES QUARTET, GRIJALVA BROTHERS, TRACY G, GALE FORCE...)
Tom McKee – Gitara basowa
Tom Comfort – Perkusja
Spis utworów:
1. Like Never Before
2. Listen
3. Run for Your Life
4. Fight for Freedom
5. The Light
6. Ladys on the Loose
7. Fantasy Love
8. Caught in the Act
9. All Fall Down
10. ‘Lil S.O.B.

HOLY DANGER - One Way (1986)


Moja ocena: 08/10
O legendarnym zespole TOURNIQUET słyszał chyba każdy fan Chrześcijańskiego metalu, jednak o Chrześcijańskiej grupie HOLY DANGER już nie. Grupa ta powstała w Eugene w stanie Oregon, skąd jest ładny kawałek drogi do Kalifornii, ale nie uprzedzajmy faktów, dwaj muzycy zespołu przeniosą się tam nieco później. Tak jak o wspomnianym TOURNIQUET mówi się dobrze lub źle, tak HOLY DANGER jest już raczej zapomnianym zespołem. A to właśnie w tym zespole zaczynali kariery wokalista Guy Ritter i gitarzysta Gary Lenaire. Znani później z TOURNIQUET. Tak jak jednak TOURNIQUET wydał naprawdę ciekawy i dobrze brzmiący album, mowa o pierwszej i zdecydowanie najlepszej płycie tego zespołu, tak w tym przypadku jest bardzo słabo. Materiał ten promowany był hasłem "Scarry music, with scarry message" no i powiem tyle, że przesłanie nie jest aż tak bardzo "scarry" jak brzmienie tego wydawnictwa. Muzycznie jest o wiele lepiej, ale także nie można się tym nacieszyć, przy tak mizernej produkcji. Zespół jednak zasłużył na swoje miejsce tutaj, właśnie ze względu na fakt, że jakkolwiek by było, to w tym zespole zaczynały swoją karierę późniejsze legendy Chrześcijańskiego metalu. Przyjrzyjmy się więc bliżej, tym dość nieśmiałym początkom. Album zaczyna się od utworu "Rock For Your Maker". Ta heavy metalowa kompozycja została nagrana podczas jednej z imprez na żywo. Zespół stara się brzmieć ciężko, ale jednak produkcja całości wydaje się wszystko psuć, pomimo faktu, że muzycznie nie jest wcale tak źle. Wokalista Guy Ritter jeszcze nie dokonuje tutaj wielkich cudów za mikrofonem, ale OK, jest to nagranie live, więc nie będę się tutaj aż tak bardzo czepiał, ale to nie jest jednak jeszcze ten poziom co później. Wstawianie niedoskonałych nagrań live, nie jest więc dobrym pomysłem na rozpoczęcie tej taśmy. Brzmi to wszystko naprawdę amatorsko. Następnie przechodzimy do nagrań studyjnych i niestety jakość brzmienia się nie poprawiła. Gitary brzęczą i nie mają mocy, perkusja niby głęboka, ale brzmi, jak gdyby była nagrywana w studni, czasem irytująco zlewa się z gitarą basową. Gdyby to było demo, można by na to wszystko przymknąć oko, ale to jest pełnoprawny album. Dlatego, choć utwór pod tytułem "One Way" jest naprawdę całkiem fajny muzycznie, to jego produkcja i brzmienie odbiera mu sporo wdzięku. A szkoda, bo widać, że muzycy zespołu mieli naprawdę duży talent. Za świetne gitary odpowiadają tu w końcu Gary Lenaire, Guy Ritter później znani z TOURNIQUET i Dee Harrington z SAINT! Skład zespołu więc jest naprawdę bardzo mocny. Jednak brzmienie tego materiału niszczy wszystkie utwory na nim zawarte, przykładem na potwierdzenie moich słów może być także heavy metalowy utwór pod tytułem "Breakin' Out". Gdyby ktoś się zajął naprawdę dobrze brzmieniem tego materiału, przyłożył większą wagę, do produkcji wszystko byłoby naprawdę o wiele ciekawsze. Naprawdę ciężko nie docenić takich utworów jak genialny heavy metalowy "Power Anthem". To świetna kompozycja, która niestety sporo ucierpiała przez to nieszczęsne brzmienie. Tak czy owak, i tak brzmi w mojej ocenie najlepiej ze wszystkich dotychczasowych. No i to przepiękne solo gitarowe! Efekty dźwiękowe nieco drażnią, ponieważ są tanie i raczej tandetne, przy takiej produkcji i słychać to niestety w jako takim utworze heavy metalowym pod tytułem "Runaway". Zespół ma na tej taśmie o wiele lepsze kompozycje, ta jakoś nie do końca mi pasuje. Myślę, że głównym powodem takiego stanu rzeczy jest słaba produkcja, która niestety dotknęła nawet brzmienia wokalu. Mamy tu świetne wysokie i piskliwe wokale, które gdyby tylko jest bardziej obrobić brzmieniowo razem z gitarami, nie kłułyby tak w uszy. Niestety tutaj to wszystko jakoś się rozmywa i nie robi takiego wrażenia, jak powinno, pomimo naprawdę solidnych wysiłków wokalisty, który dał z siebie wszystko. Problem z produkcją dotyczy także i następnej kompozycji. Mowa o naprawdę świetnym muzycznie utworze heavy metalowym pod tytułem "Don't Slaughter Your Daughter". Gdyby to wszystko tylko zostało nagrane w lepszych warunkach! To byłby naprawdę świetny klasyk gatunku! Potencjał naprawdę jest w tym materiale, w tych kompozycjach naprawdę nie brak muzycznego talentu i pomysłu. Jedyny problem to tylko to, jak one zostały zarejestrowane. Wśród tego wszystkiego odrobinę lepiej brzmieniowo wypada melodyjnie heavy metalowy utwór pod tytułem "Stranger". Znów zwracam Państwa uwagę na naprawdę świetne, szalone solo gitarowe. Całość kończy jeszcze ballada metalowa pod tytułem "Where Would I Be Without You". Po wszystkim jednak nie mam ochoty na więcej. Chociaż sama muzyka naprawdę nie jest taka słaba, to jednak nie mogę znieść tego, jak ona brzmi. Słychać tu, że mamy do czynienia z zespołem, który miał naprawdę ambitne plany i całkiem dobry repertuar, jednak nie miał on szczęścia do wydawców i producentów, kto wie, może zespół sam produkował tę taśmę? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że muzycy po wydaniu tego materiału, zdecydowali się wydać jeszcze drugą taśmę demo. Efekt brzmieniowy tego wszystkiego wyszedł jeszcze gorszy, od tego, co przed chwilą opisałem, choć materiał zespołu pozostał naprawdę ciekawy. Mało tego był on jeszcze bardziej przebojowy, no ale przy takiej produkcji naprawdę trudno się dziwić, że mimo wszystko nikogo w tamtym czasie nie zainteresował.
Album nagrano w składzie:
Guy Ritter - Wokal, gitara (TOURNIQUET, ECHO HOLLOW, GARY LENAIRE, FLOOD...)
Gary Lenaire - Gitara (TOURNIQUET, ECHO HOLLOW, GARY LENAIRE, TALKING SNAKES, CRIPPLE NEED CANE, 2050, FLOOD...)
Dee Harrington - Gitara, wokale w tle (SAINT, PASTOR BRAD...)
Avery G. Kramer - Gitara basowa
Darbey Budd - Perkusja
Spis utworów:
1. Rock For Your Maker
2. One Way
3. Breakin' Out
4. Power Anthem
5. Runaway
6. Don't Slaughter Your Daughter
7. Stranger
8. Where Would I Be Without You

SWEET CRYSTAL - Power -N- Glory: Resurrected Masters (2003)


Moja ocena: 10/10
W mojej ocenie jest to kolejne wielkie arcydzieło w dorobku tego Chrześcijańskiego zespołu, chociaż w tym przypadku mamy w zasadzie do czynienia tylko z jego odświeżeniem. Całość została nagrana dużo, dużo, lat wcześniej. Utwory z tego krążka mogliśmy bowiem usłyszeć już na wydanej wiele lat wcześniej taśmie "Power -N- Glory'". Tutaj dostajemy ten sam repertuar, ale jednak poprawiony, odszumiony i odświeżony brzmieniowo, dzięki czemu jest naprawdę ponadidealnie, a całość nabiera jeszcze więcej blasku. Myślę, że w tym przypadku naprawdę więcej słów nie potrzeba by zainteresować Państwa tym wspaniałym albumem i ponadczasową muzyką na nim zawartą, dlatego śmiało przejdźmy do poszczególnych utworów, które składają się na ten doskonały krążek. Otrzymujemy tu pięć wspaniałych muzycznie klasyków w hard rockowym stylu i jedną spokojniejszą balladę AOR. Na otwarcie tejże płyty muzycy wybrali melodyjnie hard rockowy utwór pod tytułem "Power And The Glory". Następnie grupa zaprezentowała przebojową melodyjnie hard rockową kompozycję pod tytułem "Lead Me To The Rock". Kolejnym utworem w tym zestawieniu największych starych hitów zespołu jest melodyjnie hard rockowy utwór pod tytułem "Now Or Never". Na płycie nie mogło zabraknąć także i naprawdę chwytliwej hard rockowej kompozycji pod tytułem "For Once In Your Lifetime". Każdy utwór zawarty na tym krążku stanowi kwintesencję wszystkiego, co najlepsze w muzyce i brzmieniu lat 80. XX wieku. Zespół, choć nieco odświeżył brzmieniowo swój materiał, to udało mu się zachować jego klasyczną produkcję i dawny urok. Muzycy postanowili nawet pozostać przy starej kolejności utworów, dokładnie takiej samej jak na swojej taśmie demo, której recenzja także znajduje się na SECULAR& RIGHTEOUS METAL WEBSITE. Wszystko jest dokładnie tak samo, jak na materiale wydanym przed laty. Dlatego jako następna na krążku występuje piękna ballada AOR pod tytułem " Here, Now And Then". Jednak najbardziej czadowy kawałek muzycy pozostawili już na sam koniec płyty. Jest nim rewelacyjna kompozycja hard&heavy pod tytułem "Come On Over". Polecam bardzo serdecznie poszukać tego materiału na płycie CD, choć może nie być to takie proste. Nagrania tejże grupy są jednak dostępne w sieci i naprawdę warto ich posłuchać.
Album nagrano w składzie:
Marq Andrew Speck - Wokal, klawisze (BUSTING BARRIERS...)
Bill Blatter- Gitara, wokale w tle
Bob Rundell - Gitara
Lenny Clark - Gitara basowa, wokale w tle
Steve Wieser - Perkusja
Spis utworów:
1. Power And The Glory
2. Lead Me To The Rock
3. Now Or Never
4. For Once In Your Lifetime
5. Here, Now And Then
6. Come On Over

sobota, 23 grudnia 2023

HETMAN - Kolędy (2003)


Moja ocena: 10/10
Heavy metalowy zespół HETMAN jakoś nigdy nie osiągnął naprawdę wielkiego statusu, będąc wciąż gdzieś w cieniu takich gigantów jak TSA, TURBO, CETI, NON IRON i innych. Wszystko to pomimo w większości, choć nie zawsze naprawdę dobrego i godnego uwagi materiału. Zespół prezentował na nim świeckie teksty, wyjątkiem jest jedynie tylko ten album z kolędami. I to właśnie ten album będę chciał tu Państwu opisać, nim to jednak zrobię, przytoczę nieco historii tego dość ciekawego zespołu. Zespół ten powstał w 1990 roku w Warszawie. Skład zespołu ulegał ciągłym zmianom na przestrzeni lat, jedynym stałym członkiem jest jego założyciel gitarzysta i kompozytor Jarosław „Hetman” Hertmanowski. W międzyczasie zespół dwukrotnie wystąpił w programie TVP "Luz", tam też powstały teledyski do utworów „Do ciebie gnam”, „Tylko rock n' roll” i „Dylemat”. Największymi przebojami zespołu są utwór „Easy Rider” oraz stara więzienna ballada „Czarny chleb i czarna kawa". Dodałbym do tego jeszcze przepiękną balladę pod tytułem "Świat uśmiechnie się też do nich". Zresztą zespół ten wystąpił z tym utworem na stadionie podczas koncertu polskich muzyków rockowych, który zainicjował Marek Kotański i Monar na rzecz dzieci zarażonych wirusem HIV. Zespół zagrał wtedy dla ponad 70-tysięcznej publiczności. Mimo wszystko te wszystkie sukcesy nie przełożyły się na naprawdę dobrą promocją zespołu i intratne propozycje wydawnicze. Zespół głównie pozostawał pod opieką małych niezależnych wydawnictw płytowych, co niestety przeszkodziło w osiągnięciu jeszcze większego sukcesu. Częste zmiany składu owocowały także nie zawsze naprawdę dobrym i dopracowanym materiałem. Mimo wszystko jednak naprawdę trzeba docenić album z kolędami, który początkowo zespół wydał w roku 1997 na kasecie. Wtedy nosił on tytuł "Rock Kolęda" w roku 2003 została wydana reedycja już na płycie CD pod tytułem "Kolędy". Nie wiem, dlaczego wersja płytowa została okrojona o jeden utwór. Mianowicie z płyty została wycięta kolęda pod tytułem "Pójdźmy wszyscy do stajenki”. W końcu to naprawdę piękny utwór Bożonarodzeniowy. Poza tym wszystko jest naprawdę doskonale i w mojej ocenie jest to jedna z najlepszych płyt tejże grupy. Idealna wprost na Boże Narodzenie. Choć HETMAN to grupa świecka, to w tym przypadku mamy do czynienia z naprawdę Chrześcijańskim materiałem. Wokalista zespołu bowiem wiernie wykonał teksty wszystkich kolęd. Oto co znajduje się na tym naprawdę ciekawym krążku. Album zaczyna się od melodyjnie heavy metalowej wersji kolędy pod tytułem „Jezus malusieńki”. Ta melodyjna kompozycja, nabiera jednak nieco więcej czadu, gdy już nieco bardziej się rozkręci. Kolejną bardzo ciekawą wersją, klasycznej kolędy jest balladowe wykonanie „Lulajże, Jezuniu”. Są to kolędy, które są śpiewane we wszystkich Polskich domach, wszystkich Chrześcijańskich rodzin, więc myślę, że w tych nieco bardziej rockowych, śmiało można, je puścić do Wigilijnej kolacji. Naprawdę ciekawie jest posłuchać kolędy "Oj Maluśki" w wersji hard&heavy. Naprawdę nie brakuje tu fajnych riffów, to co mi się podoba na tym krążku to także zaangażowanie chóru dziecięcego "Violinek" pod kierunkiem Zofii Wierzbickiej, gdzie dziecięce głosy świetnie kontrastują z ostrymi gitarami. Trudno także się nie zachwycić naprawdę przepięknym balladowym wykonaniem kolędy "Bóg się rodzi". Jest to naprawdę przepiękna wersja, tej prześlicznej kolędy. Jest to jeden z moich najbardziej ulubionych utworów na tym krążku, chociaż tu prawdziwych arcydzieł muzycznych naprawdę nie brakuje. Przykładem może być świetne hard&heavy metalowe wykonanie utworu pod tytułem "Wśród nocnej ciszy". Czadu nie zabrakło także w bardzo przebojowej hard rockowo, heavy metalowej wersji kolejnej klasycznej kolędy pod tytułem "Dzisiaj w Betlejem". Jest to drugi z moich najbardziej ulubionych utworów na tej płycie. Po wszystkim powracamy znów do balladowych brzmień, w prześlicznej wersji kolędy "Cicha noc". Jest to także kolejna z moich ulubionych kompozycji z płyty. Następnie muzycy zdają się lekko inspirować grupą DIRE STRAITS i z początku nic nie zapowiada naprawdę czadowej heavy metalowej wersji kolędy pod tytułem "W żłobie leży". W tym przypadku także mają Państwo do czynienia z jednym z moich ulubionych utworów z tej płyty. Ponieważ zespół w doskonały sposób przeplata tu heavy metalowy czad, z klasycznie rockowymi akcentami i uzupełniającym wszystko chórem dziecięcym. Tworzy to wszystko razem naprawdę nieszablonowy i bardzo ciekawy utwór. Już niemalże na sam koniec muzycy pozostawili jeszcze równie ciekawą heavy metalową wersję kolędy "Przybieżeli do Betlejem pasterze". Całość kończy już definitywnie jeszcze tylko przepiękna instrumentalna miniaturka muzyczna oparta o kolędę "Anioł pasterzom mówił". Gdy album się kończy, pozostawia ochotę na trochę więcej takiego czadowego kolędowania. Polecam Państwu naprawdę serdecznie zapoznać się z tym wydawnictwem, gdyż jest ono naprawdę bardzo warte uwagi. Tak jak wspomniałem, jest to w mojej ocenie jedno z najlepszych wydawnictw, jakie ten zespół nagrał, no i tak naprawdę to w 100% Chrześcijańskie, choć w wykonaniu grupy świeckiej. Moi drodzy czytelnicy chciałem także przy tej okazji złożyć Wam życzenia zdrowych, spokojnych, pełnych miłości i Bożego pokoju Świąt. Niech Pan Jezus króluje w Waszym życiu i sercach, przez całe życie i błogosławi.
Album nagrano w składzie:
Paweł Kiljański - Wokal (JEEP, SANKTUARIUM, NIGHT RIDER, RESTLESS...)
Jarosław „Hetman” Hertmanowski – Gitary, gitara basowa, wokale w tle (EKG, EXIT, KOKS, FATUM...)
Rafał Roguski – Gitara (ZŁE PSY...)
Artur Rudnicki - Gitara basowa
Robert Kubajek – Perkusja, chórki (RÓŹE EUROPY, MR. GIL, TRZYCZWARTE, BELIEVE, JOHAN BAND...)
Marek Makowski – Klawisze, elektryczne smyczki, perkusja (FATUM...)
Sylwia Wiśniewska - Wokal
Julia Hertmanowska - Wokal
Chór dziecięcy „Violinek” pod kierunkiem Zofii Wierzbickiej w składzie:
Kasia Tararuj,
Patrycja Burczyńska,
Paulina Gilczyńska,
Kasia Janeczek,
Ada Kosmala,
Ola Owczarek,
Paulina Przybysz,
Donia Radovic,
Asia Sobel,
Elwira Szmit
Spis utworów:
1. Jezus Malusieńki
2. Lulajże, Jezuniu
3. Oj, Maluśki
4. Bóg się rodzi
5. Wśród nocnej ciszy
6. Dzisiaj w Betlejem
7. Cicha noc
8. Gdy się Chrystus rodzi
9. W żłobie leży
10. Przybieżeli do Betlejem pasterze
11. Anioł pasterzom mówił

piątek, 22 grudnia 2023

SACRED WARRIOR - Master’s Command (1989)


Moja ocena: 09/10
Pierwszy album tego zespołu to było prawdziwe arcydzieło Chrześcijańskiego metalu. Był to doskonały debiut na ponadidealnym poziomie, bardzo konsekwentny stylistycznie i doskonale zrealizowany. W tym przypadku niestety tej konsekwencji zabrakło. Wszystko zaczyna się naprawdę pięknie od doskonałej progresywnie heavy/power metalowej muzyki, by pod koniec zburzyć cały klimat death metalem. Zza mikrofonu odchodzi Rey Parra, a wskakuje Roger Martinez. Facet, który poza wymiotowaniem do mikrofonu nic więcej nie potrafi. Nie lubię VENGEANCE RISING i dlatego kupując, album SACRED WARRIOR naprawdę nie mam ochoty na takie eksperymenty. Tym bardziej że jeden utwór zrujnował tu cały misternie zbudowany klimat, początku. A mogło być naprawdę doskonale, ponieważ reszta utworów z krążka, oferuje słuchaczom dokładnie to, za co pokochali debiut. Stąd mimo wszystko jednak uważam, że jest co całkiem dobra płyta, ale nie idealna, a do ponadidealnej to już w tym przypadku naprawdę trochę mi tu brakuje. Jest dobrze, ale to tylko tyle. Przynajmniej w mojej ocenie. Album zaczyna się naprawdę doskonale od progresywnie heavy/power metalowej kompozycji pod tytułem "Master's Command". Naprawdę ciężko sobie wyobrazić lepsze otwarcie dla płyty w tym stylu. Zwłaszcza że całość wydaje się zmierzać w kierunku idealnej i niczym niezmąconej kontynuacji stylu obranego na debiucie. Druga kompozycja zespołu także utwierdza nas w przekonaniu, że ta płyta będzie równie genialnym arcydziełem. Mowa o bliskim stylu IRON MAIDEN utworze pod tytułem "Beyond the Mountain". Szybkie tempo miesza się z bardziej melodyjnym podejściem w refrenach. Perkusista Tony Velazquez naprawdę zachwyca swoimi umiejętnościami technicznymi. Tekst utworu mówi z kolei o wytrwaniu w wierze. Dalej jest równie ciekawie w kolejnym heavy metalowym utworze pod tytułem "Evil Lurks". Zespół po raz kolejny udowadnia swoje naprawdę niemałe umiejętności i wielki talent. Także i tu ostrzejsze riffy, są wymieszane z nieco melodyjniejszym podejściem, będąc dodatkowo uzupełnione znakomitym solo które nagrał Bruce Swift. Następny utwór spodoba się wszystkim fanom progresywnego heavy/power metalu w stylu wczesnych dokonań QUEENSRYCHE i nosi on tytuł "Bound in Chains". Także i ta kompozycja zdaje się utwierdzać fanów SACRED WARRIOR w przekonaniu, że wciąż mają do czynienia z naprawdę świetnym i ciekawym albumem. I w większości tak jest. Ta płyta jest naprawdę wspaniała, aż do nadejścia przedostatniej kompozycji. Do tego momentu pozostało jednak jeszcze trochę czasu i świetnych utworów. Na przykad naprawdę ładna ballada metalowa pod tytułem "Unfailing Love". Piosenka zaczyna się spokojnie i oparta jest głównie na brzmieniu gitar akustycznych i genialnego występu wokalisty, aż wybucha po trzech minutach, gdy nieco cięższe gitary występują naprzód, aby przyozdobić ten naprawdę piękny kawałek odrobiną mocy. Kolejną naprawdę świetną kompozycją jest bardzo optymistyczny w brzmieniu, ale i niepozbawiony czadu utwór heavy metalowy pod tytułem "Paradise". Zespół naprawdę umiejętnie buduje tu ponadczasową i ponadidealną atmosferę, dostarczając swoim fanom dokładnie, to, czego oczekiwali. Na razie wszystko naprawdę dorównuje tu geniuszem i mistrzostwem pierwszej płycie tego zespołu. Dowodzi tego, co przed chwilą napisałem także i ostrzejszy progresywnie heavy/power metalowy utwór pod tytułem "Uncontrolled". Lekko progresywny akcent objawia się okazjonalnie spokojniejszymi fragmentami rozjaśnionymi gitarą akustyczną. Wirtuoz Bruce Swift zagrał tu doskonałą solówkę i zwieńcza całość jedną ze swoich bardziej ostrych partii na gitarze prowadzącej. Następna heavy metalowa kompozycja pod tytułem "Many Will Come" przywodzi na myśl nieco tytułowy utwór z pierwszej płyty zespołu. I taki sposobem zbliżamy się nieuchronnie do utworu, który cały doskonały klimat, niestety zburzył. Nim jednak do nieco dojdziemy, muzycy zaprezentują jeszcze bliższy stylu IRON MAIDEN, heavy metalowy utwór pod tytułem "Onward Warriors". Ta instrumentalna kompozycja pozwala jeszcze wierzyć, że to, co nastąpi, po niej będzie równie dobre. No ale niestety szybko przekonujemy się, że jednak nie. O ile jeszcze gitary w utworze "The Flood" naprawdę wypadają dobrze i z wysokim wokalem, ten kawałek mógłby zostać perłą lekko thrash metalowego, power metalu, tak z wokalistą VENGEANCE RISING, zupełnie mi tu nie pasuje. Co prawda Rey Parra śpiewa tu trochę swoich partii, doskonałym wysokim głosem, ale jednak za mało. Głównie mamy tu jednak za mikrofonem faceta, który wszystko sknocił. Oczywiście jak ktoś lubi death metal i growl, to stwierdzi, że o kurcze, ale chłopaki dali czadu i w ogóle to, czemu nie nagrali więcej takiego materiału? Jednak nie każdy death i black metal lubi. Ja nie lubię. Nie wiem, jak było w latach 80. gdy death metal był nowością i naturalnym wynikiem ewolucji thrash metalu? Nie wiem, czy wtedy każdy metalowiec był zafascynowany wszystkim, co nowe w tym gatunku. Podejrzewam, że nie i myślę, że wielu fanów IRON MAIDEN, QUEENSRYCHE i podobnych, jednak zapytało, co jest grane? Po co to się tu znalazło? To trochę tak jak gdyby ktoś puścił bąka w Rolls-Royce. Niby wszystko fajnie elegancko, całość wydaje się zachwycać, i niby jest naprawdę świetnie, tylko coś śmierdzi i już do końca trasy pozostawia niesmak. Tak jest z tym krążkiem, niby wszystko cacy, aż tu nagle, pojawia się coś, co zupełnie tu nie pasuje. Coś kompletnie z innej bajki. I niby po wszystkim dostajemy jeszcze dość melodyjną kompozycję heavy metalową pod tytułem "Holy, Holy, Holy", ale mimo wszystko ponadidealnie to już nie jest. Tak czy owak, uważam ten album za naprawdę dobry i warty odsłuchania. Ten jeden psujący wszystko kawałek zawsze można przewinąć. Nie jest, to jednak płyta, po której zakończeniu odczuwam niedosyt na więcej. To, co usłyszałem, wystarczy i więcej mi nie potrzeba.
Album nagrano w składzie:
Rey Parra - Wokal (METAL PRAISE, SACRED BLOODY SINNER CHOIR, RECON, WORLDVIEW, NOMAD, DENY THE FALLEN...)
Bruce Swift - Gitara (4•4•1, COMMON BOND, METAL PRAISE, NOMAD...)
Steve Watkins - Gitara basowa (WHITECROSS...)
Rick Macias - Klawisze (THE WAYSIDE...)
Tony Velasquez - Perkusja (NOMAD...)
Roger Martinez - Wokal (PROPHET, VENGEANCE RISING...)
Larry Farkas - Gitara ( HANZ KRYPT, HOLY SOLDIER, DELIVERANCE, SANCTUARY CELEBRATION BAND, VENGEANCE RISING, DIE HAPPY, SIRCLE OF SILENCE, S.A.L.T., ONCE DEAD, NEON CROSS, D.O.G. ...)
Spis utorów:
1. Master's Command
2. Beyond the Mountain
3. Evil Lurks
4. Bound in Chains
5. Unfailing Love
6. Paradise
7. Uncontrolled
8. Many Will Come
9. Onward Warriors
10. The Flood
11. Holy, Holy, Holy

wtorek, 19 grudnia 2023

BARNABAS - Hear The Light (1980)


Moja ocena: 10/10
Jak widać na zdjęciu okładki, zespół zdecydował się poza wokalistką ściąć włosy i ubrać się bardziej kolorowo. Zespół już nie wygląda już na tak heavy metalowy, jak na okładce debiutanckiego singla. No i trzeba przyznać, że już tak heavy metalowy nie jest. Pierwszy longplay w dyskografii BARNABAS przyniósł mieszankę hard rocka, heavy metalu i brzmień bardziej punk rockowych. Nie oznacza to jednak, że nie jest to naprawdę ciekawy album. Pomimo wszystko pozostaje on naprawdę ważnym dla rozwoju Chrześcijańskiej muzyki hard&heavy, choć mniej znanym. Grupa BARNABAS miała jednak problem ze znalezieniem naprawdę prężnego i wpływowego wydawcy, mimo wszystko udało jej się zainteresować sobą kanadyjską wytwórnię Tunesmith. Był to jednak i tak duży sukces dla muzyków, dzięki czemu ich płyta dotarła do nieco szerszego grona odbiorców. Płyta nawet doczekała się kilku reedycji, co także świadczy o tym, że wzbudziła spore zainteresowanie. Była ona i tak jedną z tych najostrzejszych i najbardziej czadowych płyt w tamtym czasie, oczywiście tylko na scenie Chrześcijańskiej. Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym utworom, które tworzą ten naprawdę ciekawy, ale jeszcze nie najbardziej heavy metalowy w dyskografii BARNABAS album. Płyta zaczyna się od hard rockowego utworu pod tytułem "Saviour". Jest to naprawdę dobre otwarcie, które pokazuje, że zespół wciąż potrafi tworzyć naprawdę czadowe utwory. Dalej jest jeszcze bardziej czadowo w punk rockowym utworze pod tytułem "There's A New World Coming". Mimo wszystko na naprawdę heavy metalowe riffy trzeba było nieco poczekać i pojawiają się one dopiero w utworze pod tytułem "Directory Assistance". Utwór ten można było już poznać wcześniej na wspomnianym na początku niniejszej recenzji singlu zespołu. Mimo wszystko zespół nie podtrzymał tego ostrego heavy metalowego klimatu i jako kolejny utwór wybrał folk rockową kompozycję pod tytułem "Little Faith". Nie da się ukryć, że ta kompozycja naprawdę średnio pasuje do reszty kompozycji z krążka. Na szczęście szybko powracamy do nieco dynamiczniejszych brzmień w hard rockowo punk rockowej kompozycji pod tytułem "He Loves You". Wprowadza ona na nowo trochę więcej czadu i młodzieńczej energii, jednak jeszcze ciekawszym utworem jest heavy metalowy kawałek pod tytułem "B.C.". Także i on ma w sobie sporo z punkrockowej prostoty, jednak ma w sobie więcej metalowego zacięcia i ciężaru. Kolejną naprawdę ciekawą kompozycją tym razem utrzymaną w chwytliwym stylu hard&heavy jest "Playin' For Him". Bardzo ciekawym utworem w mojej ocenie jest także bluesowy "No More Blues". Z doskonałymi wokalami Nancy Jo Mann, udowadniającej, że doskonale się czuje w każdym gatunku, oraz wyśmienitymi solówkami gitarowymi, za które odpowiada Monte Coley. Na tej płycie jest on także jedynym gitarzystą w zespole, więc odpowiada także za wszystkie riffy. Następnie zespół powrócił do brzmień hard&heavy w utworze pod tytułem "Father Of Lies (A Song About The Other Guy)". O wiele ciekawiej wypada jednak zamykający krążek naprawdę czadowy hard rockowy utwór pod tytułem "It's Up To You". Czy jest to płyta ponadidealna i w 100% ponadczasowa? W mojej ocenie jest to naprawdę idealny muzycznie album, będący jednym z prawdziwych kamieni milowych w rozwoju Chrześcijańskiego metalu, choć jeszcze nie do końca w 100% metalowym. Nie uważam także, aby wszystkie utwory z krążka mogły zasłużyć na miano naprawdę ponadczasowych. Jednak tak czy owak, naprawdę polecam zapoznać się z tym krążkiem, ponieważ pokazuje on narodziny naprawdę czadowych brzmień na scenie Chrześcijańskiej i jak najbardziej zasługuje na najwyższą ocenę. Choć BARNABAS nie osiągnął tak wielkiej sławy, jak RESURRECTION BAND, to myślę, że śmiało, można powiedzieć, że jest on naprawdę równie inspirujący i niemalże równie ważny w torowaniu drogi Chrześcijańskim heavy metalowcom. Muzycy udowodnią to jeszcze bardziej na swoich następnych albumach. Każdy następny krążek tejże grupy będzie jeszcze ciekawszy, jeszcze bardziej czadowy i jeszcze ostrzejszy. Jest to jednak temat już na zupełnie nowe recenzje. Polecam ten krążek wszystkim kolekcjonerom muzycznego dorobku zespołu BARNABAS, fanom ostrego rocka wczesnych lat 80., oraz wszystkim tym których interesują początki narodzin naprawdę czadowego hard rocka i heavy metalu na scenie Chrześcijańskiej. Dla tych ostatnich album ten będzie stanowił doskonałą lekcję muzycznej historii wraz z nagraniami takich grup jak RESURRECTION BAND, DANIEL BAND oraz LEVITICUS.
Album nagrano w składzie:
Nancy Jo Mann - Wokal
Monte Cooley - Gitara
Gary Mann - Gitara basowa (GARY MANN, GARY MANN AND FRIENDS FROM GARY MANN'S FILLING STATION IN NEW ORLEANS...)
Kris Klingensmith - Perkusja
Spis utworów:
1. Saviour
2. There's A New World Coming
3. Directory Assistance
4. Little Faith
5. He Loves You
6. B.C.
7. Playin' For Him
8. No More Blues
9. Father Of Lies (A Song About The Other Guy)
10. It's Up To You

poniedziałek, 18 grudnia 2023

JERUSALEM - Volym 2 (1980)


Moja ocena: 10/10
Drugi album Chrześcijańskiej grupy JERUSALEM jest w mojej ocenie jeszcze ciekawszy od pierwszego. Wydaje mi się także nieco bardziej spójny i konsekwentny muzycznie, co jest także wielkim plusem. W mojej ocenie dzieje się tu o wiele więcej ciekawego. Na pochwałę znów zasługuje tu naprawdę dobra produkcja i brzmienie. Zostało to docenione także i poza granicami Szwecji, skąd ten zespół pochodzi i krążek ten ukazał się jeszcze w tym samym roku w Wielkiej Brytanii nakładem amerykańskiego wydawnictwa Myrrh i w USA nakładem firmy Lamb & Lion Records. Na rynku szwedzkim wydaniem albumu w obu wersjach językowych szwedzkiej, jak i angielskiej zajęło się wydawnictwo Prim. Skupmy się już zatem na poszczególnych utworach, które wypełniają ten naprawdę ciekawy krążek. Album zaczyna się od hard rockowej kompozycji z elementami reggae w refrenach zatytułowanej "Pass På". W wersji angielskiej tytuł tego utworu brzmi "Wake Up". Myślę, że można w nim znaleźć co nieco z estetyki grupy THIN LIZZY, zwłaszcza jeśli chodzi o solo gitarowe, ale także i riffy. Kolejną hard rockową kompozycją, jaką zespół nam tutaj zaproponował, jest "Bara Rock 'N' Roll". W wersji angielskiej utwór ten znany jest po prostu pod tytułem "Rock 'N' Roll". Następnie muzycy postanowili zwolnić tempo i zaprezentować balladę pod tytułem "Kärlekssång". Na płycie w wersji angielskiej utwór ten nosi tytuł "Love Song". Do hard rocka powracamy jedak bardzo szybko w utworze pod tytułem "Getsemane". Po wszystkim jednak równie szybko znowu powracamy do balladowych brzmień w utworze pod tytułem "Jag Behöver Dej". Tutaj także daje się zauważyć nieco inspiracji twórczością grupy THIN LIZZY. W wersji angielskiej utwór ten nosi tytuł "I Depend On You, Jesus". W przypadku tejże ballady warto skupić się także na naprawdę pięknym tekście tego utworu. Na tym jednak nie koniec naprawdę dobrej muzyki. Kolejnym utworem, jaki zespół nam zaproponował, jest hard rockowy "Introduktion". Zdecydowanie bardziej hard rockowy charakter płyty stawia ją w mojej ocenie jeszcze wyżej od debiutu. Sprawia, że jest w mojej ocenie jeszcze ciekawsza. Myślę jednak, że i ten krążek spodoba się głównie fanom estetyki klasycznego rocka i hard rocka lat 70. i naprawdę wczesnych 80. XX wieku. Zespół raczej nie dokonywał tu żadnych rewolucji i nie odkrywał niczego specjalnie nowego. Słyszymy tu to wszystko, co już kiedyś słyszeliśmy, gdzie indziej. Przykładem potwierdzającym moją teorię może być na przykład ballada rockowa pod tytułem "Dialog". Jest to świetnie wykonany utwór, ale czy naprawdę ponadczasowy? Tak samo, jak kolejny rock and rollowy "Ajöss Med Dej Värld". Kawałek znany z wersji angielskiej jako "By By World" także do specjalnie odkrywczych nie należy. Mimo to wszystko, w połączeniu z naprawdę dobrym wykonaniem, nawet tych dość prostych kompozycji sprawiło, że zespół śmiało, można uznać za naprawdę ważnego prekursora ciężkich brzmień na scenie Chrześcijańskiej. Po tym, co napisałem, może się wydawać, że twórczość tego zespołu na tej płycie jest nieco wtórna. Rzeczywiście tak jak wspomniałem, nie ma tu raczej nic, czego byśmy wcześniej już gdzieś nie usłyszeli, jednak nie można tu mówić o bezczelnym kopiowaniu czegokolwiek. Zespół jest naprawdę autentyczny w tym, co robi i wykazuje się własną inwencją. Wracając jednak już do samej muzyki, to już na sam koniec płyty grupa pozostawiła jeszcze przepiękną, spokojną balladę pod tytułem "Jag Vill Ge Dej En Blomma". W wersji angielskiej utwór ten został zatytułowany po prostu jako "A Flower". Chociaż jest to naprawdę świetny album, na ponadidealnym poziomie to jednak w mojej ocenie jeszcze nie jest on ponadczasowy. Przynajmniej dla młodszych amatorów muzyki rockowej, czy hard rockowej może się on wydać jeszcze zbyt archaiczny, za mało czadowy i jednak jeszcze odrobinę niekonsekwentny. Mamy tu bowiem mieszankę wielu stylów od rock and rolla, klasycznych brzmień rocka, po dość prosty hard rock. Na ponadczasowe i naprawdę czadowe, ostre kompozycje w wykonaniu tego zespołu przyjdzie jednak jeszcze czas. Powiem, że każdy następny album tego zespołu, wydany w latach 80. będzie przynosił coraz to ciekawszą i ostrzejszą muzykę. Dużą rewolucją pod tym względem będzie wydany już w roku 1981 krążek pod tytułem "Krigsman". Przyniesie on jeszcze bardziej hard rockową muzykę i jeszcze bardziej konsekwentny materiał. Na razie jednak polecam naprawdę serdecznie ten oto krążek wszystkim fanom naprawdę klasycznych brzmień rocka z przełomu lat 70. i 80. Jeszcze nie do końca tak rewolucyjnych i odkrywczych jak na rok, w którym ten album się ukazał, ale naprawdę ciekawych. Ze znalezieniem tej płyty nie powinno być większych problemów, jeśli nie w sklepach muzycznych to będzie ona łatwo dostępna do zamówienia i kupienia w sieci. Dla fanów brzmień lat 70. i wczesnych 80. będzie ona naprawdę jak znalazł.
Album nagrano w składzie:
Ulf Christiansson - Wokal, gitara (TOMAS ERNVIK GERT GUSTAFSSON, UFFE, ELEONORA, LIVETS ORDS FÖRSAMLING, GÖTEBORGS BIBELCENTER, U.L.F, ULF CHRISTIANSSON, ATTENTION, VIKTORIA, ALL FOR THE KING...)
Anders Mossberg - Gitara basowa (VATTEN, AFTER SHAVE, SIDEWALK, CAROLA & PER ERIK, OLSEN & OLSEN, COUNTRY LADY HEIDI GEHLERT, ALFRED, JONNIE SLOTTHEDEN • BJØRN ASLAKSEN, RICHARD RAGNVALD, MOTI SPECIAL, RATTLES, PETER VESTH, ELSEBETH, JAN GROTH, REFLEX, JAN HONNINGDAL, JESSY DIXON, JAN HONNINGDAL MED VENNER, RUNE EDVARDSEN, BEDEHUSLAND, 2 I SPANN : GEIR HEGERSTRØM & TORE THOMASSEN, SIGNE MARIE RUSTAD, LARM!, KORSDRAG, OSLO GOSPEL CHOIR, VIVA FEATURING DAN TIBELL...)
Dan Tibell - Klawisze (AGAPE, BJÖRN STIGSSON, HEARTCRY, JALLE AHLSTRÖM, XT, LARM!, VIVA FEATURING DAN TIBELL...)
Klas Anderhell - Perkusja (NY-DAVID, MARIA & CAROLINE, PER-ERIK HALLIN, CHARLOTTE, VACKERT VÄDER, CAROLA, INGMAR NORDSTRÖM, LAILA DAHL, MARIA ANDERHELL, MAJ-BRITT & PALOMAZ, JAN SPARRING & NORLINS, BIRGITTA EDSTRÖM & SWANTE BENGTSSON, HERREY'S, STEFAN BORSCH, INGVAR NILSSON & LENNART SVENDENIUS, EGIL SOLHEIM OG ARNE GUNDERSEN, EDIN-ÅDAHL, LASSE HOLM, CENNETH ALMGREN, KIKKI, PETER LUNDBLAD, JARD SAMUELSON, SISSEL KYRKJEBØ, LENA PHILIPSSON, JAN MALMSJÖ, ARJA SAIJONMAA, ROBERT WELLS, LASSE WELLANDER, HASSE ANDERSSON, FLAMINGOKVINTETTEN, SCHYTTS, RUTGER INGELMAN, CARMEN KANE, JESUS HELAR OCH UPPRÄTTAR, FÖRSAMLINGEN ARKEN, ROLAND CEDERMARK, GÖSTA LINDERHOLM, LARS MÖRLID / PETER SANDWALL, MATS RÅDBERG, EVA BERG-ALMKVISTH, YTTERLÄNNÄS KYRKOKÖR* MED ANNA-LENA LÖFGREN, PER HÖGLUND BAND, STEFAN BORSCH ORKESTER, ALF ROBERTSSON, WALTER TROUT BAND, TOVE NÆSS, LESS IS MORE, INGEMAR OLSSON, PER EGGERS, MIKAEL RICKFORS, PUGH ROGEFELDT, LILL LINDFORS, MATS RONANDER, GRYMLINGS, JOHAN STENGÅRD, SVANERNE, CHRISTER SJÖGREN, MAGNUS LINDBERG, JALLE AHLSTRÖM, BJØRN & JOHNNY, TOTTE WALLIN, KARINA HØGFELDT, OLLE NILSSON, KANDIS, BIRTHE KJÆR, MIKAEL JÄRLESTRAND, SVEN-INGVARS, LISE, BANANER I PYJAMAS, MARIA, VIKINGER, CLAS VÅRDSTEDT, ANDERS BODIN, ULF CHRISTIANSSON, VIKINGARNA, PAUL SAHLIN, HANS-ERIK GROTH, BODINROCKER, P-FLOYD, NINETTE, KJELL SAMUELSON & SAMUELSONS...)
Spis utworów:
1. Pass På
2. Bara Rock 'N' Roll
3. Kärlekssång
4. Getsemane
5. Jag Behöver Dej
6. Introduktion
7. Dialog
8. Ajöss Med Dej Värld
9. Jag Vill Ge Dej En Blomma